Dziś przygotówka i walka o każdą minutę przed dziesiątą zdominowały ranek. No ale też trzeba było zewrzeć szeregi, bo wczorajszy dzień okazał się najbardziej niesztampowym poniedziałkiem od lat. Zamiast jak zwykle wchodzić w nowy tydzień powoli i spokojnie, zostaliśmy zalani falą aplikancką – oczywiście dziękujemy młodzieży za zaufanie i tak tłumne przybycie.
W zeszłym roku odwiedziła mnie bliska koleżanka – osoba wysokowrażliwa, która nigdy nie widziała mnie w pracy, bo znamy się ze szkoły. Nie zdając sobie sprawy, że bieganie z motorkiem zamontowanym poniżej pleców, gwałtowne ruchy i ogólna szybkość naszych działań to chleb powszedni mój i małżonka, nie była w stanie znieść mojego widoku w tym tyglu i dużym stresie. Zjadła i uciekła, bo podziałało to na nią deprymująco. No więc wczoraj również był taki dzień – z siostrą nie zamieniłam nic prócz:” O, cześć, co będziesz jadła?”. Na szczęście nie zabrakło nam wczoraj towaru i nikt nie wyszedł głodny. Mamy nadzieje, że i dziś nie zabraknie. A komplet lanczowy prezentuje się następująco:
- zupa z kapusty z pesto, ryżem arborio i grana padano
- tażin z kurczaka z suszonymi morelami, nerkowcami, kolendrą i bulgurem
- pięć porcji tagliatelle aglio olio pomodoro z grana padano i natką pietruszki
- tarta z pieczona dynia, kozim serem i suszonymi pomidorami
- brownie z sosem karmelowym.