Dziś tylko skromne krótkie menu. Kto wczoraj był tu w godzinach szczytu ten wie, że po takim dniu to nic tylko wrócić na chatę i nakryć się kocem w celu dłuuugiej drzemki. Moja drzemka trwała, z malutka ablucyjną przerwą, od osiemnastej do piątej rano. Nie wyśniłam niczego konstruktywnego, co mogłabym Wam przytoczyć, a i pracy dziś wyjątkowo dużo. Zatem przechodzę do sedna, bo zegar pokazuje nieubłaganie 10:30:
- krem z selera z prażonymi orzechami laskowymi
- wegański tażin z batatami, bakłażanami, suszonymi morelami, cukinią i ciecierzyca, podawany z bulgurem, kolendrą i nerkowcami
- tarta z pieczonym kalafiorem, oliwkami liguryjskimi i grana padano
- sernik nowojorski z musem malinowym.