W Stanach Zjednoczonych istniało coś takiego jak American Graves Registration Service – Służba Rejestracji Grobów Amerykańskich. Była to specjalna jednostka, utworzona już w czasie trwania pierwszej wojny światowej, odpowiadająca za ewidencjonowanie strat, identyfikację i pogrzeby. Specjalnie przeszkoleni ludzie – trzy plutony – szli z wojskami pierwszej fali desantu w Normandii. Normandzkie plaże, na których poległo najwiecej Amerykanów, już na trzeci dzień oczyszczono z ciał. Członkowie tych plutonów mieli różne funkcje – jedni zbierali poległych, inni ogarniali wstępną identyfikację ciał (niezidentyfikowanym ciałom pobierali odciski palców, zębów, zbierali zeznania żołnierzy, mogące pomóc w późniejszej identyfikacji). Zebrane dane zakopywano w butelce obok ciała, w archiwum oddzielnie były rzeczy osobiste. Miejsca pochówku nie były stałe – traktowano je tymczasowo.
Po drugiej wojnie światowej rząd amerykański uruchomił program powrotu zabitych do domu. Poszukiwania ciał zakrojone były na bardzo szeroką skalę a koszty ogromne. Ameryka zobowiązała się, że każdy poległy, niezależnie od pozycji społecznej, stopnia wojskowego czy rasy, ma prawo być pochowany na amerykańskiej ziemi, w miejscu wskazanym przez rodzinę, ze wszystkimi honorami wojskowymi.
Równocześnie uruchomiono programy socjalne dla weteranów, którzy przeżyli – niskooprocentowane pożyczki, darmowe studia i programy edukacyjne. Skorzystało z nich około osiem milionów żołnierzy – dało to solidną podwalinę pod amerykańską klasę średnią i jako inwestycja w ludzki kapitał było podstawą długookresowego wzrostu gospodarczego.
Skąd mam te wiedzę? Przeczytałam arcyciekawy esej w październikowym numerze pisma, którego głównym tematem nie są programy amerykańskie dla weteranów, ale stosunek do nich w Związku Radzieckim i we współczesnej Rosji. Amerykanie mieli do poległych stosunek ludzki, a Rosjanie sakralny – i na tej różnicy opiera autor swój tekst, opisując jak propaganda komunistyczna wykorzystywała zbiorowego bohatera w zbiorowej mogile, nie troszcząc się o tych żywych. To bardzo ciekawy tekst – z moich ulubionych tematów, czyli jest historia, jest i socjologia. Jeśli mielibyście przeczytać jeden bezpłatny tekst z październikowego numeru Pisma, polecam właśnie ten:
https://magazynpismo.pl/idee/esej/krotka-instrukcja-obslugi-poleglego-zolnierza/
Zasadniczo najmocniej jednak polecam nasze dzisiejsze wyroby lanczowe. A są nimi dzisiaj:
- krem kalafiorowy z olejem z pestek dyni
- cannelloni nadziewane szpinakiem, ricottą, grana padano, zapiekane w sosie rosè z pomidorów z oliwą, bazylią i śmietanką
- tarta z pieczoną cukinią, fetą, kozim serem dojrzewającym i czarnuszką
- tarta z białej czekolady z kardamonem i musem malinowym.