Na bydgoskim wyjeździe siostry przypomniały mi, że kiedy spędzałyśmy wakacje u dziadka na wsi, przyjeżdżali tam różni letnicy. Wywczasowali się na przykład członkowie polskiej arystokracji, a także pewien polityk. Dziewczyny zapamiętały uroczy obrazek znad Liwca. Oto przyszły wypoczywać nad rzekę. Na brzegu żona owego polityka, wraz z dużą gromadką małych dzieciaków. Bąble biegają, dokazują, matka próbuje je upilnować. Dwie godziny później – w zasadzie bliżej południa niż ranka – nad rzeką pojawia się On. Kroczy dostojnie, w samotności. Po przybyciu ani myśli poświęcić rodzinie choć kapkę mężowsko-ojcowskiej uwagi, tudzież czułości. Bierze mały grzebyk, wchodzi do płytkiego Liwca i zaczyna brodzić. Jednocześnie grzebykiem starannie przeczesuje bujną fryzurę – brodzi i przeczesuje. Wszystko to w oparach narcystycznego samozachwytu, świadomy tego, że przyciąga spojrzenia. Spojrzenia moich sióstr nie są chyba takie, jakich by sobie życzył przystojny mężczyzna, skupiony maksymalnie na sobie. Dziewczyny nie mogą uwierzyć w to co widzą. Cały obrazek – z żoną, z rozbrykanymi dziećmi, z kompletnie niezainteresowanym nimi Adonisem jest mocno groteskowy i wygląda raczej jak scena z komedii. Rodzaj performensu pod tytułem: Tradycyjna Polska Rodzina.
Nie zamierzam zdradzać personaliów owego pana, gdyż nadal bierze czynny udział w życiu politycznym. Ale już na zawsze pozostanie we wspomnieniach – ma tam specjalny status, razem ze swoim grzebykiem.
My zamiast bezpośrednio na sobie, skupiamy się na wytworach naszych rąk. Dziś owe wytwory prezentują się następująco:
- krem z kalafiora z olejem z pestek dyni
- butter chicken w sosie maślano – pomidorowo – jogurtowo – orzechowym (nerkowce), z ryżem basmati i kolendrą
- trzy porcje makaronu tagliatelle alla putanesca, z oliwek, kaparów i pomidorów, z pietruszką i grana padano
- tarta z pieczoną cukinią, cheddarem, pecorino romano i pestkami dyni
- kawałek tarty z pieczonym bakłażanem, pomidorkami i gorgonzolą
- ciasto marchewkowe z orzechami włoskimi i kremem waniliowym.