Jechałam dziś rano do pracy i myślałam sobie, jak bardzo mi się przejadł i z nudził smak sałatki warzywnej. Jak bardzo nie mam ochoty jej robić, a tym bardziej konsumować tego wyrobu na święta. Nie wiem czemu akurat bogu ducha winna sałatka warzywna trafiła na mój celownik, ale już od jakiegoś czasu przestała mi smakować. A w zasadzie jem ją ostatnio raz do roku – na Wielkanoc, bo ostatnie i obecne Boże Narodzenie spędzamy w naszym mieszkanku, z kotami. Co innego śledziki – zawsze na prosie, tak samo kompot z suszu. Ale reszta? Nie wiem jakimi ścieżkami doszliśmy z małżonkiem do tego momentu, ale mamy ochotę zrobić sobie zupełnie inne przysmaki, niż te tradycyjne. I to przecież nie chodzi o to, że nie umiemy – wszystkie dania wigilijne mam obcykana od lat, wielokrotnie je robiłam i zawsze wychodziły smacznie. A rokroczna częstotliwość powinna przemawiać za tym, żebyśmy wręcz rwali się do robienia pierogów z kapustą i grzybami, do smażenia karpia i całej reszty. A tymczasem nasza dwójka wymyśliła sobie zupełnie inne potrawy – równie pyszne, a zarazem niejedzone przez nas od kilku lat – w sumie więc rzadziej niż te wigilijne. W każdym razie zaczęliśmy już powoli planować zagospodarowanie naszego wigilijnego stołu. I raczej nie będziemy robić przemysłowej ilości dań, raczej coś głównego, jakąś przystawkę i deser na całe trzy dni. Czy to znaczy, że sprzeniewierzamy się tradycji? Że przez takich jak my za kilkanaście lat już nikt nie będzie jadł tradycyjnych potraw na Wigilię? Że jesteśmy obmierzłym nihilistami, za nic mającymi wieki za polskim stołem z prastarą sałatką z przywiezioną przez Bonę włoszczyzną i równie prasłowiańskimi ziemniakami z Ameryki, że nie wspomnę o nadwiślańskim majonezie i nadbużańskiej musztardzie? Oraz piastowskiego karpia? Nie wiem – być może właśnie tak zanikają tradycje w narodzie, pogłębia się atomizacja społeczna, a narody bez ducha kończą jako podbici wasale, ledwo pamiętający własny język.
Nie martwcie się – będzie za to niemiecka choinka – tego zaodrzanskiego zwyczaju nie damy sobie wyrwać z piersi, zwłaszcza że w poprzednie Boże Narodzenie choinka gościła u nas po raz pierwszy. I była to miła gościni (hehe 🤪), która przez kilka tygodni tworzyła atmosferę naszego pokoju, wraz ze świeczkami zapachowymi. W tym roku też jej nie zabraknie.
Nie zabraknie też – mam nadzieję – dzisiejszego lanczu dla chętnych. Oczywiście tarta wytrawna i cytrynowa skończą sie najpierwszego, ale ich amatorzy o tym wiedzą i czynią odpowiednie kroki, żeby dorwać swoją porcję.
Propozycje wyglądają tak:
- kokosowa zupa dahl z soczewicą i pomidorami
- gnocchi ze szpinakiem, gorgonzolą i grana padano
- chili con pavo z indykiem i ryżem – jakieś sześć porcji jeszcze jest
- tarta z pieczoną papryką, karczochami, cheddarem i czarnuszką
- tarta cytrynowa z bezą.