Zauważyłam, że są miejsca, w których stoją jeszcze ubrane choinki. Czy będą stały tak cały rok, bo w sumie już po pierwszym listopada trzeba by było ubierać je z powrotem? Jestem w stanie wyobrazić sobie taki tok myślenia, bo jak przystrajania bożonarodzeniowego drzewka jest fajne, podniecające i zwiastuje dużo wolnego oraz prezenty, tak zdejmowanie bombek, wygaszanie lampek i chowanie łańcuchów to raczej smutek. Niedługo przecież kończy się karnawał, przed nami jeszcze ze 2-3 miesiące pluchy,a w Wielki Czwartek znowu obejm się paczkami jak prosiaczek i zniweczę te kilka tygodni diety, które z takim trudem zainicjowałam. My nasza wystawiliśmy 3 tygodnie temu we czwartek rano, bo miasto miało odbierać z Podgórza. Zrobiło tak dziesiątki gospodarstw domowych, ale miasto sobie z nas zadrwiło i trzeba było czekać aż dwa tygodnie, aż wyschnięte i przedstawiające dość smutny widok drzewka znikną z naszego kwartaliku. Nasza choinka przez ten czas trochę się przemieszczała – spod drzwi kamienicy trafiła na wózeczek zbieracza złomu kilkanaście metrów dalej, potem zaś wolała się na malutkim skwerku obok. Mogliśmy ją więc jeszcze przez jakiś czas oglądać i wiedzieliśmy coś niej słychać. W końcu choinki trafiły jednak na cmentarzysko – ciekawe co się z nimi stało potem…?
Zmieniając temat i wchodząc na właściwe tory, kompletnie bez pomysły na to, jak połączyć stare choinki z dzisiejszym menu, po prostu to menu Wam przedstawię:
- krem z selera z pastą miso, imbirem i jarmużem
- dwie porcje hariry
- chili con carne z wołowiny, z papryką i fasolą, podawane z kolendrą, kwaśną śmietaną i grillowaną tortillą
- tarta z pieczoną cukinią i bakłażanem, serem lazur i orzechami pękam
- dwa kawałki tarty z pieczoną dynią, kozim twarożkiem, pomidorkami i czarnuszką
- sbriciolata z owocami leśnymi i serem ricotta.