Wygląda na to, że już za parę dni, kiedy to przejdą deszcze, przyjdzie TA pora. Pora wiosennego mycia okien. Jest to czynność, którą nieprzesadnie hołubię, ale na wiosnę jakoś tak zwykle człowieka nachodzi, że te okna to może i by umył. Robimy to na zmianę z małżonkiem, a zmiana owa wygląda tak, że na jego dwa, trzy mycia, moje jest jedno. Stanowczo wolę zapamiętać się w odkurzaniu i zmywaniu niż w szorowaniu szyb. No ale czasem i mnie najdzie takie silne pragnienie, żeby te szyby wyszorować, a potem przez tydzień patrzeć z dumą w okna, zachwycając się ich przepustowością światła. I każąc podziwiać swoje dzieło na zasadzie, że wczoraj tu było ściernisko, a teraz jak patrzę przez szyby, to widzę wyraźnie Golden Gate. Przez takie czyste szyby nawet podgórskie podwórko – studnia, wydaje się jakieś szlachetniejsze i prawdziwsze.
Tak, tak – może nawet w tym roku to ja będę tą, która umyje na wiosnę okna…
Odchodząc od tematu okien, schodzę bardziej na temat stołów, krzeseł, talerzy i garnków. A co tam dziś w naszych garnkach? A sporo się dzieje. Jest smacznie – to niewątpliwe. Oto propozycje:
- krem z groszku z jogurtem
- makaron linguine all’amatriciana, z sosem z pomidorów, dojrzewającym policzkiem wieprzowym, oliwą i serem pecorino romano
- perski kurczak z suszonymi śliwkami, bulgurem i miętą
- tarta z bio burakami, fetą, czarnuszką, słonecznikiem i odrobiną octu balsamicznego
- sbriciolata z ricottą i czerwonymi i czarnymi porzeczkami
- trzy kawałki brownie z sosem karmelowym.