Wrzucam Wam tu zdjęcie poglądowe – żebyście wyrobili sobie pogląd w sprawie boczku. Czy te plastry rozłożone na tarcie pieczarkowej Was kuszą? Czy jak na nie patrzycie, to autentycznie cieknie Wam przysłowiowa ślinka? A może jest odwrotnie? Może owe plastry źle Wam się kojarzą i za nic nie wydalibyście osiemnastu złotych na kawałek czegoś, co zawiera mięso?
Na szczęście do sukcesu sprzedażowego potrzebuję tylko sześciu osób. – na tyle kawałków bowiem tartę kroję. I chociaż sama należę do frakcji, która nie pogardziłaby takim kawałkiem z tłustym boczusiem, to w moim przypadku to tłusty boczuś pogardzi mną i pójdzie za tym, kto mu zapłaci. Dokładnie tak, jak to zwykle w życiu bywa. Baj baj, boczku – choć poznałam jedynie Twoje aromatu o mogłam Cię dotknąć, rozkładając Twe plastry na tarcie, będzie mi Cę brakować.
No chyba, że sobie kupię następna paczkę i w weekend spałaszuję połowę z innymi frykasami, w formie na przykład angielskiego śniadania…?
Od morza możliwości kręci się w głowie – żeby nie doświadczyć jakichś poważniejszych zawrotów czerepy, przejdę zgrabnie do dzisiejszego menu:
- kokosowa zupa dahl z soczewicy i pomidorów
- gnocchi ze szpinakiem i gorgonzola, posypane tartym serem grana padano
- tarta pieczarkowa z mozzarellą i boczkiem
- ciasto drożdżowe z truskawkami, kruszonką i orzechami włoskimi.