Wspaniały hołd oddał Giuseppe Tornatore mistrzowi muzyki filmowej, zmarłemu 2 lata temu Ennio Morricone. W rocznicę śmierci Maestro dostajemy dwuipôlgodzinny dokument o jego twórczości. Dokument, w którym pierwsze skrzypce gra sam Ennio – opowiadając widzom dużo o swojej muzyce, o procesie twórczym ( w momencie kiedy to piszę, słucham audycji Gillesa Petersona i właśnie usłyszałam charakterystyczny motyw z jego ścieżki dźwiękowej do westernu „Dobry, Zły i Brzydki” – to jakby wycie kojota, które wszyscy znacie; sama się zadziwiłam tą koincydencją! A jest to motyw zsamplowany do coveru „Billy Jean” śpiewanego w rytmie reggae, przez nieznanego mi artystę Shinehead – próbuję ogarnąć tę wielopiętrowość, ale nie jest łatwo 🙂). Wypowiada się także wielu innych ludzi – kompozytorzy, reżyserzy, producentki, śpiewaczki, muzycy. Wypowiedzi każdego z nich składają się na laudację – laudację dla jego tytanicznej i niezwykle kreatywnej pracy. Na trzy osoby ( bo tyle nas było w kinie) tylko ja nie uznałam, że film jest za długi, że końcówka to zbytnia laurka, że warto, ale. Odbiór filmu to kwestia bardzo indywidualna, a mnie kompletnie zauroczyła osoba kompozytora – człowiek pracowity, skromny, niemający w sobie nic z „typowego” artysty. Ot, przeciętny, łysiejący pan w rogowych okularach. A w głowie i w duszy grało ze hej.
Morricone nigdy z nikim nie współpracował – komponowanie było dla niego sprawą intymną, ważną, której nie wyobrażał sobie dzielić z innymi ludźmi. Wolność artystyczna była dla niego niezwykle istotna – mówił o tym nawet – ze w filmie wszyscy są podporządkowani wizji reżysera, z wyjątkiem kompozytora muzyki. Wiele razy nie zgadzał się z reżyserami i zwykle to on miał potem rację co do ostatecznego kształtu i brzmienia muzyki do jakiegoś filmu. Jak się ogląda ten przekrój od początku lat sześćdziesiątych do współczesności, to człowiek uświadamia sobie, ile tej muzyki weszło do kanonu – jak wiele motywów potrafi zanucić większość z nas.
Pozostaje pod ogromnym wrażeniem i uważam, że autorowi ponad pięciuset ścieżek dźwiękowych należy się odpowiednio długo dokument, bo nie sposób chyba opowiedzieć o całej jego pracy, przycinając w montażu do akuratnych 90 minut, żeby obraz był w sam raz i widz nie zaczął się wiercić. U Tornatore, który także wypowiada się w swoim filmie na temat Morricone, widać autentyczny podziw dla jego geniuszu muzycznego. Nie tylko u niego, bo wszyscy wypowiadają się tam w jak najlepszy sposób o kompozytorze.
Jestem pewna że okoliczność, w której od dwóch tygodni goszczę w domu muzyków, kompozytorów i dyrygentów z serialu „Mozart w Miejskiej Dżungli”, uwrażliwiła mnie dodatkowo na ten dokument. Oczywiście polecam serdecznie.
Cały czas podczas oglądania miałam gdzieś z tylu głowy pytanie – ile straciliśmy wspaniałych kompozycji przez przypadkową, głupią śmierć Krzysztofa Komedy? Dobrze że jest ile jest i można sobie czasem posłuchać, na przykład ścieżki do „Noża w wodzie”. Albo też piosenki „Nim wstanie dzień” – rzeczy wyjątkowej, bo Komeda bardzo nie lubił pisać piosenek i ma ich na swoim koncie dosłownie kilka.
Wyegzaltowałam się z samego rana, pora więc teraz zapoznać Was z czymś znacznie mniej uduchowionym ale bardzo ważnym. Oto nasze dzisiejsze menu:
- krem pomidorowy
- quesadilla z serem, szynka, cukinią i kukurydzą, plus sałata z winegretem
- tarta z bio buraczkami, fetą i czarnym sezamem
- sbriciolata z czarnymi porzeczkami i ricottą.