Próbuję zaprzyjaźnić się z Instagramem. I muszę powiedzieć, że idzie mi to bardzo opornie. I czuję podskórnie, że żadnej przyjaźni z tego nie będzie – nawet tej szorstkiej. Kilka lat temu on mnie po prostu nudził. A teraz doszła jeszcze irytacja. Irytacja durnymi treściami, jakie w kółko mi tam prezentują. Ale takimi naprawdę durnymi, plus jakieś ładne obrazki z czyichś podróży – rzeczy dla mnie kompletnie jałowe i nieinteresujące. Te treści są straszno-śmieszne.
A ja? Coś tam próbuję wrzucać, ale muszę przyznać, że mnie to męczy. Małżonek raz nagrał moje ruchy w pracy, ale dalszej współpracy odmówił – przyznaję, ze nie naciskałam go zbytnio, bo sama tego nie czuję. Z jednej strony oboje jesteśmy trochę smutni, że wykluczyliśmy się na własną prośbę – może gdybyśmy zaczynali kilka lat temu, teraz byłoby to dla nas normalne medium…? Ale z drugiej strony ten żal jest tylko chwilowy. Trwa on do momentu, kiedy tam wejdę i zaczynam być bombardowana niechcianymi rzeczami bez wartości. Wzruszam wtedy ramionami i bez cienia smutku stamtąd wychodzę. Może nie powinnam się tym chwalić, bo wykładam światu kawę na ławę – że w pewnych kwestiach jestem już niereformowalna. Ale jest mnóstwo innych kwestii, w których daję sobie radę całkiem nieźle. I nie czuję się w żadnym stopniu wykluczona cyfrowo. A przecież dobrze wiemy, że nie wszystko jest dla wszystkich.
Zdaję sobie sprawę, że nasze miejsce pracy też dla wszystkich nie jest – choćby dlatego, że działamy od poniedziałku do piątku, od dziesiątej do piętnastej. Nie jest więc tak łatwo tutaj dotrzeć, o ile nie pracuje się lub nie mieszka w bliskim sąsiedztwie. Dlatego doceniamy Waszą obecność.
Dziś również ją docenimy, nagradzając Was takimi oto propozycjami lanczowymi:
- krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą
- kurczak po wietnamsku z imbirem, dymką i ostra papryczką, podawany z ryżem basmati
- tarta z grillowaną cukinią, mozzarellą i pestkami słonecznika
- czekoladowe brownie z sosem karmelowym.