Wprawdzie dzisiejsze zdjęcie jest obłędne, ale na tym w zasadzie dobroci się kończą. No, może trochę przesadzam, bo na fotografii są rzeczywiste twory pracy naszych rąk – więc nie dość, że można popatrzeć na smakowite i kolorowe tarty, to jeszcze można przyjść tu, kupić sobie i spożyć. Chodzi mi raczej o rozwinięcie tak zwanej blog-story, czy zwijcie sobie jak chcecie – dziś w tym temacie jest mizeria. Miserere – jak podpowiada martwy język. Kończę pisać i wraz z ukochanym kończymy nadziewać, polewać sosem i przykrywać alufolią cannelloni. Tyle dziś pracy, że nie zdążyliśmy tego zrobić przed otwarciem. A tu i klienci już zaglądają i trzeba Was poinformować o całym dzisiejszym menu. Dlatego przechodzę wartko do sedna, na które to sedno dziś składają się:
- krem porowo-ziemniaczany z olejem z pestek dyni
- cannelloni nadziewane szpinakiem, ricottą i grana padano, zapiekane w sosie rosè
- tarta z pieczoną dynią hokkaido, kozim serem i pomidorkami
- tarta waniliowa z nektarynkami.