Zbliżam się wolnymi krokami do końca książki „Kajś”. Cały czas pozostaję pod jej wrażeniem, ale muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że ta książka będzie taka trudna. I nie chodzi mi o trudność w narracji – dla mnie jest dużo ciężkich momentów, ze względu na śląską historię. To, co funkcjonuje w świadomości zbiorowej reszty Polski, to Górny Śląsk zmitologizowany – do czego walnie przyczynił się choćby Kazimierz Kutz, o czym Zbigniew Rokita w swojej książce pisze. Losy ludzi w tym regionie są tak trudne i skomplikowane, że już zdarzyło mi się płakać przy jednym z rozdziałów. Dobrze ze nie dostałam hertzklekotów, jak przy „Księgach Jakubowych” 🙂
W najbliższych miesiącach pewnie też nie będzie Ślązakom łatwo – w kampanii wyborczej straszenie Niemcem weszło bowiem w nową, wyższą fazę – zakładam, że i „ukrytej opcji niemieckiej” dostanie się rykoszetem. Ale przeszli dużo gorsze rzeczy – przejdą i to. Bo ich głównym „grzechem” jest o, że mieli pecha urodzić się na Górnym Śląsku. I po kilkuset latach względnego spokoju, jak już Historia sobie o nich przypomniała, to przypomniała sobie z przytupem.
Będę się względnie streszczać z czytaniem, bo w przyszłym tygodniu właściciel książki wrażą z urlopu, poza tym jest już nowy numer Pisma”, a tam zawsze znajdzie się coś godnego uwagi i przemyśleń – jeśli trafię we wrześniowym numerze na perełkę, nie omieszkam Was o tym poinformować.
Póki co informuję Was o sprawach bardzo bieżących, czyli dzisiejszym menu. Oto ono:
- toskańska zupa pomidorowa z oliwą extra vergine i bazylią
- zielone kokosowe curry warzywne (bakłażan, cukinia, brokuły, fasolka szparagowa) z ryżem basmati
- tarta ze szpinakiem, duńskim serem pleśniowym i pestkami słonecznika
- ciasto marchewkowe z orzechami włoskimi i kremem waniliowym.