Wczoraj byliśmy już przygotowani na quesadillas – nie brakowało składników, nie brakło też czasu. Oczywiście w pewnym momencie zabrakło quesadillas, nie było także czasu na odbieranie telefonów w godzinie szturmu. No ale po prostu popyt przewyższył podaż – a na to już nie ma rady. Ostatnie dwie quesadille poszły już z włoskim salami zamiast szynki – dla kupującej pani nie miało to większego znaczenia. A ci z Was, którym już nie starczyło lanczu, ale przyszli w nasze progi, brali co było. Ty, sposobem zamknęliśmy przed 14:30, bo nie było już czego sprzedawać. Ostatni klient kupił ostatnia porcję zupy z poprzedniego dnia. A my zamknęliśmy podwoje i mogłam na spokojnie zająć się krojeniem piersi kurczaka na butter chickenburger, umywszy najpierw górę naczyń, jaka nazbierała mi się przez cały dzień.
Wróciwszy do domu i dokonawszy ablucji, miałam siłę tylko na reset, czyli niezobowiązujące buszowanie po internetach. Serio – nawet nie zabierałam się za książkę, nowy numer „Pisma”, ani oglądanie czegokolwiek, bo moja głowa domagała się po prostu totalnego spokoju. Poddałam się jej pragnieniu i solidnie odpoczęłam po szaleńczym dniu w pracy.
Dziękujemy za liczne przybycie – dzisiejszy lancz wydaje się igraszką w porównaniu z wczorajszym, dlatego jesteśmy dość wyluzowani.
A co jeszcze dla Was przygotowaliśmy? Całość przedstawia się następująco:
- zupa kukurydziana z makaronem z tortilli – dawno niewidziana u nas
- butter chicken – kawałki piersi kurczaka w sosie maślano-jogurtowo-orzechowym (nerkowce), z ryżem basmati i kolendrą
- tarta z cukinią, pomidorkami cherry i fetą
- blondie z białą czekoladą, nerkowcami i kremem z masła orzechowego z wanilią.