Małżonek wzdycha z zaplecza, że w końcu dotelepaliśmy się do tego wolnego i jak to on będzie spaaaaaaał jutro. Że będzie spał smacznie, w to nie wątpię – ja również planuję długie i relaksujące spotkanie z Morfeuszem. Oznacza to oczywiście, że robimy sobie długi weekend, który w zasadzie jest małymi wakacjami, z braku takowych w tym roku. Jestem więc naprąwdę poruszona, ze oto przede mną cztery dni bez budzika. Zamierzam iść do kina – na film, o którym nie mam zielonego pojęcia i nawet nie pamietam tytułu – koleżanka go wybrała, opłaciła bilety, a ja tylko zrobiłam jej przelew. To dość niestandardowa sytuacja, bo zwykle to ja dokonuję wyboru seansu – lubię dokonywać wyborów i podejmować decyzje, więc nie jest to problem. Koleżanka inaczej – dla niej to duża odpowiedzialność i wiem, że nie czuła się z tym komfortowo, że będzie odpowiedzialna za dwie godziny mojego życia. Pomyślałam jednak, ze skoro ja tak ciągle wybieram, a ona niekoniecznie, to dla nas obu będzie to doskonałe ćwiczenie i zamiana ról – takie wyjście ze schematu. Jeśli film będzie kiepski – pójdziemy na miasto, topić smutki w alkoholu 😄
Nie przedłużam więcej, bo i czas nagli. Do rzeczy – dziś proponujemy Wam następujące dania:
- harira – marokańska zupa z soczewicy i ciecierzycy
- zupa z kapusty z pesto, ryżem, pomidorami 8 grana padano – kilka porcji
- makaron farfalle z cukinią i sosem śmietanowo – winnym, z serem pecorino romano
- tarta porowa z salami truflowym i czarnym sezamem
- sbriciolata z truskawkami i ricottą.