Witamy po przerwie. Mam nadzieję że odpoczęliście choć trochę. My i owszem. Wprawdzie nabawiłam się małej kontuzji na sobotniej jodze, którą jeszcze utrwaliłam dwoma wycieczkami rowerowymi dzień po dniu i długimi spacerami, ale to już sobie ogarnę z moją fizjoterapeutką. Odpoczęły głowy, odpoczęły nam prawicę, przeciążone ciągłym krojeniem i szatkowaniem. Nie uskuteczniliśmy żadnej pozamiejskich wycieczki, bo nam się po prostu nie chciało – pragnęliśmy odpoczynku bez żadnych dojazdów, wyjazdów, szukania popasu i ubikacji w obcych ośrodkach. Po prostu laba. Eksplorowaliśmy Nową Hutę i Bronowice i bardzo nas to zrelaksowało. I tyle mam Wam na razie do powiedzenia – o kinie napiszę jutro, jak będę miała więcej czasu.
A teraz lanczowe składowe:
- minestrone – włoska zupa warzywna
- perski kurczak ze śliwkami, bulgurem i miętą
- tarta z dynią hokkaido, serem halloumi i czosnkiem niedźwiedzim
- czekoladowe brownie z sosem karmelowym.