Bilans zysków i strat w ostatnich dniach? O jednym – popsutym robocie kuchennym. – już wiecie. Czy to koniec czarnej serii? Marzenie ściętej głowy. Wczoraj na nieodśnieżonej ścieżce na Grzegórzeckiej wywinęłam niegroźnego, ale jednak, rowerowego orła, odpadła mi również tylna lampka. Dziś rano małżonek wyszedł z kamienicy prosto na lód, który wyglądał jak kałuża – jego orzeł był bardziej bolesny niestety. Następnie na środku Ronda Grzegórzeckiego odpadła mu przednia lampka od roweru – powtórzył więc z większym przytupem moje wczorajsze wyczyny. Czy to już wszystko – ależ owszem nie. Wczoraj bowiem, po zrobieniu pierwszego dzbanka kawy, zepsuł się ekspres. I teraz są dwie możliwości – albo trzeba kupić nowy, albo trzeba kupić grzałkę. Mamy nadzieję, ze to jednak grzałka, bo to ponad trzykrotnie niższy koszt. Oprócz kosztów, nie będzie również u nas w sprzedaży kawy do końca roku. Dziś rano, spragnieni codziennej porcji kofeiny, piliśmy łapczywie kawki z saszety z proszku – wiecie o jakich mówię – te po 1,40 pln za sztukę. Boję się pomyśleć, co może się wydarzyć do piątku – na tę chwilę pragniemy tylko przetrwać.
Wiemy już na pewno, że pod Kenwoodzik i ekspresem do kawy pogrzebaliśmy nasze plany trzytygodniowego odpoczynku – będziemy zamknięci tylko dwa tygodnie, bo musimy nadrobić finansowe straty. Ale jeśli myślicie, że to złamało naszego ducha, to grubo się mylicie. Przyznaję, miałam wczoraj wieczorem dużą chwilę zwątpienia w sens wszystkiego, al już się otrząsnęłam. A dziś, specjalnie dla Was w ramach świątecznego prezentu – quesadilla. A oto całe menu:
- krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem i limonką
- quesadilla z serem, szynką, cukinia, kukurydzą i sałata z winegretem
- tarta z pieczoną cukinia i kalafiorem, kozim serem i pomidorami
- sbriciolata z truskawkami i serem ricotta.