Blue
Od samego rana – po raz pierwszy w życiu – odczuwam, ze dziś wypada blue monday. Wstawało mi się źle i ciężko, przygotowania do wyjścia z domu szły wyjątkowo opornie. Miało nie padać, a przywitały mnie mokre ulice i upierdliwa mżawka. Jadąc i patrząc na skąpane we mgle miasto, z resztkami brudnego śniegu i wszechobecnymi ciemnościami, poczułam się naprawdę źle. Poczułam, że chcę się wypisać z tego dnia, przewinąć w przód o dwa miesiące. Zastanawiałam się, do czego można to porównać – w końcu przyszedł mi do głowy pomysł. To uczucie jest podobne do gigantycznego kaca – czujesz się słabo, wiesz ze nic z tym nie możesz zrobić, czekasz aż minie, ale niestety swoje musisz odczekać – metabolizmu alkoholu nie przyspieszysz. W odróżnieniu od kaca nie zrobiłaś sobie tego sama – co jest gorsze, bo czujesz, że cierpisz w niezawiniony sposób 🙂
W pracy nalałam sobie słuszną porcję trzydziestoprocentowej śmietany, zamiast mleka do kawy – smakowała ohydnie tłusto i szybko się jej pozbyłam. Dopiero kiedy tabletka na ból głowy zaczęła działać, zaczynałam czuć się lepiej.
Teraz już czuję się zwyczajnie, a nawet dość wesoło – nawet małżonek zauważył, że skoro zaczęłam na powrót pajacować, to znaczy że jest okej.
Mam nadzieje, że i dla Was będzie okej nasz dzisiejszy lancz, zupa, tarta i deser. Oto one:
⁃ krem z selera z orzechami włoskimi
⁃ chili con carne z mielonej wołowiny, z papryką, fasolą, grillowaną tortillą, plus kwaśną śmietana i kolendra
⁃ tarta ze szpinakiem, gorgonzolą i pestkami słonecznika
⁃ ciasto marchewkowe z kremem waniliowym i orzechami włoskimi.