Sukcesywnie pozbywam się siebie z mediów społecznościowych. I mediów społecznościowych z siebie. Twittera i TikToka nigdy nie miałam, więc tutaj nie ma tematu. Konto na Instagramie niedawno zlikwidowałam – zaglądałam tam raz na tydzień-dwa i było to dla mnie najbardziej rozczarowujące medium, z jakimi miałam do czynienia. Treści ze zdjęć i filmików z komentarzami są albo miałkie, albo chwalipięckie, albo influencerskie, tak 90 procent. Reszta to idiotyczne krótkie filmiki, obligatoryjnie wyświetlane mi przez algorytm, które przewijałam. Przewinęłam trzy i wychodziłam z Instagrama, bo mnie denerwowały.
Fejsbuka również poważnie przetrzebiłam. Było to niezwykle proste – przestałam obserwować wszystkich dziennikarzy i wszystkie fanpejdże gazet. I nagle zrobiło się cichutko, nie czytałam żadnych wpisów o kałoszkwałach i wchodzę sobie tylko po południu w domu, żeby po pięciu minutach opuścić posterunek. Stan fejsbukowej nudy okazał się pożądany i generuje wzrost zainteresowania innymi rzeczami. I nie mogę się nadziwić, jakie to wszystko jest proste. Denerwowało mnie, to ograniczyłam. No i cudownie zadziałało.
Ale co innego uzależnienie od tych mediów – to musi być naprawdę trudne i powodować kaca-giganta, jeśli tego uzależnienia jesteś świadoma i właśnie spędziłaś godzinę na bezmyślnym scrollowaniu, albo dałaś się wciągnąć w kolejną internetową nikomu niepotrzebną dyskusję, tracąc sporo nerwów po drodze.
Generalnie – polecam.
Jakże by w tym miejscu nie polecić naszych dzisiejszych manufakturowych wyrobów garmażeryjnych! Aż się prosi. A skoro się prosi, to nie dam się prosić i już Wam usłużnie polecam:
- krem z groszku z jogurtem i miętą
- krem z selera z orzechami włoskimi
- wegańskie kokosowe curry z dyni i batatów, ze szpinakiem, orzeszkami ziemnymi, kolendrą i ryżem basmati
- cztery porcje chili con carne
- tarta z boczniakami, włoskim łagodnym salami i oliwą truflową
- dwa kawałki tarty ze szpinakiem, gorgonzolą i pestkami słonecznika
- sbriciolata z truskawkami i serem ricotta.