Jak byłyśmy w sobotę w kinie na najnowszym filmie Guya Ritchie, wyświetlili dwa trailery polskich filmów na Walentynki. Tak wywnioskowałam, bo i czas się zbliża, bo tematyka miłosna, ale taka raczej w stylu taniego romansu, w obu pojawiają się dialogi angielskie na równi z polskimi. To dlatego, że w obu przypadkach protagonistki mają do czynienia z mężczyznami światowymi, z zagranicy. Raz za razem przechodziły mnie prawdziwe ciarki – ciarki żenady. A może raczej ciary. Teraz dowiaduję się, że pierwszy z nich – „Pokusa” – w reżyserii Marii Sadowskiej to film dla ludzi bezpruderyjnych (tak o nim mówi reżyserka), a główną rolę powierzono córce Jana Englerta i Beaty Ścibakówny. Oboje zagrali wcześniej w „Dziewczynach z Dubaju” Marii Sadowskiej. Teraz reżyserka twierdzi, że główną aktorkę odkryła na castingu i nie miała pojęcia, że jest córką Jana Englerta. A my oczywiście w to wierzymy i nie możemy się doczekać, kiedy zobaczymy ów film na dużym ekranie. Pójdziemy tam oczywiście razem – ja i małżonek. Jesteśmy trochę pruderyjni, ale wiecie – chcemy spróbować przełamać własne ograniczenia i zobaczyć, jak sprawy damsko-męskie wyglądają w niedostępnym dla nas świecie tabloidowych mediów i wielkich pieniędzy.
A tak już zupełnie poważnie – odkładając na bok polskie walentynkowe produkcje, inspirowane historiami Blanki Lipińskiej – „Gra Fortuny”, czyli nowy Guy Ritchie przypadł mi nawet do gustu. Koleżance zupełnie nie, bo ona jest miłośniczką jego filmów, głównie ze względu na charakterystyczny styl. Ja i owszem – bardzo jego styl cenię, ale chyba nie chciałam już oglądać tego samego filmu z nieco innymi twarzami. Podoba mi się wolta w stronę rozmachu i trochę w krzywym zwierciadle świata Jamesa Bonda. Aubrey Plaza również mi się podoba, oraz nowa odsłona Hugh Granta. Jest to rąbanka, mało tam finezji (co nie znaczy, że nie ma finezyjnych momentów), ale bawiłam się dobrze. A propos finezji, czy jej braku – mimo że „Maverick” oglądało mi się bardzo dobrze, to jestem zdziwiona jego nominacja oskarową w kategorii: najlepszy film. Aż tak wysoko bym nie pojechała z jego oceną.
Hop, do menu, bo czas nagli. Oto lista:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem i grzankami
- krem z dyni
- makaron bucatini z pesto, pomidorami i serem grana padano
- tarta z brokułami, gorgonzolą i suszonymi pomidorami
- tarta z biała czekoladą z kardamonem i musem truskawkowym.