To już ostatnie dni stycznia – a ciągnie się ów jak flaki z olejem. Zabijanie czasu (którego to czasu w pewnym momencie życia będzie nam bardzo brakować i pożałujemy każdej zabitej godziny) stało się styczniowym rytuałem. A jak go najłatwiej zabić, jeśli nie przy patrzeniu w ekran – już to telewizora, jak komputera czy czytnika. Tak właśnie unicestwiam teraz swoje godziny – a to poczytam coś w sieci, a to obejrzę film czy serial, a to zagłębię się w czytnik – aktualnie na tapecie „Baśń o Wężowym Sercu” Radka Raka. Dźgając śmiertelnie godziny i minuty, postanowiliśmy obejrzeć pierwszy odcinek „Alfa”, żeby zobaczyć, jak ów sitcom się zestarzał. Przyznaję, że nawet nieźle – a Alfa ochrzciliśmy z małżonkiem pierwszym trollem w przestrzeni publicznej. Oczywista pewnie nie był pierwszy – na myśl przychodzi mi choćby Andy Kaufmann, czy Trapper i Hawkeye z M.A.S.H. Kosmita z Melmag wcale nie spoczciwiał – wali po wszystkich równo, nie oglądając się na niczyje delikatne uczucia. Ot, choćby wtedy, kiedy to miał możliwość powrotu na swoją planetę, ale zrezygnował, bo nie chciał przeoczyć w telewizji show z transwestytami.
Gdyby nie jego kosmiczne pochodzenie i cudaczne aparycja, większość rzeczy, które robi nie uszłoby mu na sucho. Będąc tego świadomym, Alf trolluje ile wlezie. Do obiadu jako lekki przerywnik – można sobie fryknąć, bo patrzy się bez bólu, a nawet z niezłą radością czasami.
I to może być nasz little helper w przejściu tegorocznej zimy.
A małym helperem dla Was może być nasze dzisiejsze menu. Oto co przygotowaliśmy:
- dahl – kokosowa zupa z soczewicy i pomidorów
- chili con pavo z indykiem, kukurydzą, czarną fasolą, wędzoną papryką chipotle i ryżem
- tarta z bio burakami, orzechami włoskimi, tymiankiem i odrobiną octu balsamicznego
- sernik nowojorski z musem truskawkowym.