Jakiś raz, czasem dwa razy na tydzień, część trasy rowerowej w kierunku Mogilskiej pokonuję w oparach cannabis. Kilkusetmetrowy odcinek drogi współdzielę z typem, który najwyraźniej popala sobie na rozruch. Może ma na to papier od lekarza i podpalanie jest całkowicie zgodne z literą prawa? Zasadniczo mnie nie interesuje źródło, z którego pochodzi jego towar, ani powody używania – mnie interesuje, że czasem jadąc do bufetu łapię w płuca trochę charakterystycznego dymu. Nie wyobrażam sobie, że te dwa, trzy wdechy mają jakikolwiek wpływ na moją percepcję w pracy – przypominają mi się raczej młode lata, kiedy człowiek był głupszy, ciekawski i próbował świata. Na dzień dzisiejszy uważam, że świat najlepiej smakować na czysto i przejrzysto.
Z codziennych porannych widoków są jeszcze psy i ich właściciele – tych spotykam każdego dnia, mniej więcej na tych samych odcinkach trasy. Małżeństwo w średnim wieku z małym starym czarnym kudłatym, którego czasem przenoszą, bo nie ma siły iść sam; pani z chartem na moście, pani z dwójką rasowców – jeden to taki mały Lassie, a drugi to ten, którego miała Charlotte w „Seksie w Wielkim Mieście”. No i emeryt, który przeczesuje kosze na śmieci w poszukiwaniu puszek – jego też mijam w okolicach mostu. W cieplejsze dni pojawi się dziewczyna na białym rowerze, która pedałuje w niesamowitym tempie, ale tylko w tej jaśniejszej części roku. Ona zwykle wymija mnie przed mostem i gna dalej wzdłuż Wisły. Ciekawe czy cię wszyscy mijani łączą jakoś mnie i małżonka – bo nigdy nie wyjeżdżamy razem, ale czasem tuż po sobie. Małżonek robi trochę inną trasę, bo ja rankiem zawsze nawiedzam piekarnię, więc zbaczam w kierunku Hali Targowej. A koło lodowiska zawsze idzie bardzo szybko pani koło sześćdziesiątki – zawsze zmarznięta, z czerwonym nosem, zawsze bez czapki i szalika, w cieniutkiej kurteczce – zawsze mnie zdumiewa jak można tak marznąć na własne życzenie (pisze to okutana w czapy, rajstopy, szale i grube rękawice zmarźlaczka 😄).
Dziś nie wdychałam żadnych okadzaczy bo pana nie uwidziałam. Jedyne co wdychałam to opary sosu, zupy i tarty wytrawnej, które wspólnie dla Was przygotowaliśmy. A tak prezentuje się menu:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem
- gnocchi z gorgonzolą, suszonymi pomidorami i natką pietruszki
- tarta z pieczoną dynią, pomidorkami cherry, fetą i olejem z pestek dyni
- blondie.