Wywar do ramenu już sobie pyrka na grillu. Zakupiliśmy do niego takie wielkie płaty glonów konbu. Glony wraz z grzybami shiitake moczyły się całą noc, a od wraz z kurczakiem, jabłkiem i imbirem są częścią powstającego wywaru. I te glony są zupełnie odjechane i obłędne. Jak namokły, wyglądają jak wielkie kawały skóry, są mięsiste i śliskie w dotyku. Cały zaś wywar ma woń zupy rosołowo – rybnej i już się nie mogę doczekać, kiedy będziemy go zjadł we dwójkę. Przyznaję, że jestem chyba jeszcze bardziej wzmożona niż na Gwiazdkę, kiedy to robiliśmy ramen po raz pierwszy. Przede wszystkim – pogoda jest bardziej ramenowa, bardziej sprzyja jedzeniu gorącej, pożywnej zupy. Na pewno bardziej pasuje tu zupa, niż zimne mięsa i pasztety na półmisku.
Małżonek zaczyna się powoli zastanawiać, czy kiedy już opanujemy dość dobrze sztukę robienia prawdziwego ramenu, czy by rzeczywiście nie zrobić z niego jakiejś trzeciej bufetowej nogi. Są to plany dalekosiężne i śmiałe, ale niezupełnie kosmiczne. Przygotowanie wszystkich składowych trwa długo, ale potem tylko łączy się składniki w misce i samo wydawanie nie jest problemem. Największym problemem wydaje się dostosowanie posiadanej powierzchni roboczej do zupełnie innego gotowania.
No ale to póki co tylko luźne myśli. I na pewno trzeba jeszcze popracować nad umiejętnościami, bo te dwa strzały świąteczne nie czynią z nas specjalistów. Czuję się bardziej jako terminatorka – gołowąska, wpuszczona dopiero do sionki, skąd do dużego pokoju droga jeszcze daleka.
Ale odstawmy już abstrakcje, bo Was najbardziej interesuje dzisiejszy lancz. A dzisiejszy lancz składa się z takich oto propozycji:
- krem pomidorowy z oliwą extra vergine
- wegański tażin z batatów, ciecierzycy, bakłażanów, cukinii, suszonych moreli, z bulgurem, nerkowcami i kolendrą
- tarta szpinakowa z fetą, grana padano i orzechami włoskimi
- ciasto marchewkowe z orzechami włoskimi i kremem waniliowym ( dostępne od 11:00).