Małżonek rzutem na taśmę ogarnął bilety na standupera Borasa – rozeszły się w dwa dni, więc chwała mu za to. Wczoraj uczestniczyliśmy standupera pierwszy raz w życiu, w charakterze publiczności. Muszę powiedzieć, że dawno tak się nie śmiałam, jak na nowym programie Tomasza Borkowskiego – Borasa właśnie. Było przed nim dwóch supporterów – nawet dawali radę, ale jeszcze długa droga przed nimi, żeby dostać do jego poziomu. A może nigdy nie doskoczą…? Bardzo podoba mi się sposób budowania przez Borasa historyjek – mają zawsze podwójne, albo potrójne dno. Kiedy myślisz, że to właściwy koniec żartu, prawie zawsze okazuje się, że to tylko przedsmak do właściwego sedna, które jest jeszcze lepsze.
A z ciekawości, szukając rano informacji o jego występach, trafiłam na jakieś forum pod wywiadem ze standuperką – kobietą. O boniu, jakie śmieszne komentarze tam są – jakby je zebrać i dobrze obrobić, to mógłby być cały jeden program komediowy na wieczór. Że kobiety są nieśmieszne, że ta tutaj jest za wulgarna – na występ bym nie poszedł, ale z łózka bym nie wyrzucił (no chyba żeby przeklinała ). Że faceci są bardziej zabawni, a kobieta ro jedna na milion. Bardzo się z małżonkiem śmialiśmy, bo te komentarze są potwierdzeniem naszych obserwacji, że polskie społeczeństwo jest obyczajowo i kulturowo sporo zapóźnione. A komentujący mogliby sobie od czasu do czasu obejrzeć SNL, gdzie turbo zabawnych kobiet – komiczek jest mnóstwo, a całością zawiaduje Tina Fey.
Ale to jest temat na zupełnie inny odcinek, a ja chciałabym Wam występ Borasa serdecznie polecić – podobno ma być w Krakowie jeszcze raz w tym roku – trzeba śledzić jego fanpejdż na fejsbuku.
A tymczasem dzisiejsze menu:
⁃ krem z dyni z limonką i imbirem
⁃ gnocchi z ragu bolońskim z wołowiny i warzyw, z serem grana padano i natką pietruszki
⁃ chili con pavo z indykiem, kukurydzą, fasolą i cukinią, podawane z ryżem
⁃ tarta porowa z orzechami włoskimi i gorgonzolą
⁃ ciasto marchewkowe z nerkowcami i kremem waniliowym.