Oglądaliśmy jakiś czas temu dwa stare filmy o Herkulesie Poirot – belgijskiego detektywa grał tam Peter Ustinov. Jeden to „Zło czai się wszędzie”, a drugi to „Smierć na Nilu” (notabene – to pierwsza książka Agaty Christie, którą przeczytałam w życiu). Oba dobrze zrobione, w oby występował Maggie Smith i Jane Birkin – w każdym w zupełnie różnych rolach. Filmy oglądało się przyzwoicie, chociaż oboje z ciekawością chcieliśmy obejrzeć nową wersję „Śmierci na Nilu”, która pojawiła się na Amazonie. Obejrzeć głównie w celach porównawczych. Od jakiegoś czasu za wąsatego detektywa wziął się Kenneth Branagh – na pierwszy ogień wziął „Morderstwo w Orient Ekspresie”. Była to ekranizacja średnio udana moim zdaniem, a jego Poirot to postać dość bezbarwna i trochę wykastrowana ze wszystkich charakterystycznych cech pierwowzoru. No ale obecnie jest wielki boom na zagadki kryminalne podane w lżejszym sosie – chociażby netflixowy film z Jennifer Aniston i Adamem Sandlerem, który doczekał się kontynuacji, czy też serial „Zbrodnie po sąsiedzku” na Disney+.
Jeśli chcecie obejrzeć „Smierć na Nilu” i macie do wyboru dwie wersje, zdecydowanie odpuśćcie sobie tę współczesną. Jest naprawdę zła, kręcona w większości na green boksie, a zmiany scenariuszowe w celu dopasowania realiów z lat czterdziestych do współczesnych norm obyczajowych to smutne nieporozumienie. Z perspektywy, po obejrzeniu dwóch ekranizacji, ta starsza w magiczny sposób przestała trącić myszką, a stała się porządnym filmowym rzemiosłem, kanonem wręcz. Poirot w wykonaniu Brannagha to jakiś żart, gra aktorska pozostałych członków ekipy też nie powala. Piękni są tylko ludzie, kostiumy i wnętrza. Oczywiście w celach porównawczych polecam, ale będzie to seans pełen nerwów, frustracji i ciągłych kąśliwych uwag pod adresem współczesnej adaptacji (tak to przynajmniej wyglądało u nas).
A co do Piorota – i tak wiadomo, że nikt póki co godnie nie zastąpił Dawida Sucheta z brytyjskiego serialu przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
To jest oczywiście temat na dłuższą rozpiskę, ale jak wiadomo, z braku czasu pozwalam sobie jedynie na szkic.
Co do dzisiejszego menu – tu żadnych szkiców nie będzie – tu dokładnie Wam wszystko wymienię, żeby nie było niedomówień i niespodzianek. A zatem, dziś polecamy:
- harira – marokańska zupa z soczewicy i ciecierzycy
- makaron linguine aglio olio pomodoro – w sosie z długo duszonych pomidorów z oliwą, czosnkiem i lstrą papryczką, posypany serem grana padano i natką pietruszki
- tarta szparagowa z kozim serem i prażonym słonecznikiem
- sernik nowojorski z musem truskawkowym.