Jest wyraźny trend – z którego się cieszę – odchodzenia od alkoholu jako nieodzownego dodatku do zabawy. Nawet w wiejskich sklepach spożywczych można już znaleźć bezalkoholowe piwa koncernowe. W knajpach to też jest standard. Czy to jest niefajne i kiedyś to było? A skąd – to jest bardzo fajnie i trochę mi smutno jak myślę, że w owym kiedyś (kiedy i ja tam byłam, miód i wino piłam) alkohol był po prostu tej zabawy synonimem. I tak jak zwykle nie wpisujemy się z małżonkiem w ogólne trendy, tak tu od jakiegoś czasu – a w zasadzie to od czasu pandemii – mocno ograniczyliśmy alkoholową konsumpcję. I nie brakuje nam niczego w życiu – zwłaszcza nie brakuje mi syndromu dnia poprzedniego, albo zastanawiania się, co ja tam wczoraj na tej imprezie głupiego gadałam. I lubię się czasem napić „prawdziwego” piwka, albo tego pysznego cydru z Normandii, co jest na stanie w tym wielkim spożywczaku na parterze w Galerii Kazimierz. Ale im rzadziej to robię, tym ma to dla mnie fajniejszy smak.
Co ciekawe – z badań przeprowadzonych ostatnio wśród młodych ludzi w dziesięciu krajach jasno wynika, że wielu z nich albo rezygnuje w ogóle z alkoholu, albo pije słabsze drinki, lub przeplata piwo bezalkoholowe alkoholowym. Z takim podejściem będą następnemu pokoleniu przekazywać już zupełnie inne wzorce. Jestem na tak.
Aha, jest jeszcze ogłoszenie:
NOWY BUFET JEST DZIŚ CZYNNY DO 14:30. Za utrudnienia przepraszamy.
A teraz menu:
- toskańska zupa pomidorowa z oliwą i bazylią
- wegański tażin z batatami, bakłażanem, suszonymi morelami, ciecierzycą i cukinią, podawany z bulgurem, prażonymi nerkowcami i kolendrą
- tarta szparagowa z cheddarem.