Ciasto sprzedało się wczoraj dokładnie tak, jak tego oczekiwaliśmy. Czyli całe (bez dwóch kawałków z rogów, które to skonsumowaliśmy zupełnie nielubieżnie, ale chciwie i prostacko w okolicach poobiadowych). Kiedy ostatnie kawałki znalazły już swoją właścicielkę, wspięłam się na stołek barowy, żeby zetrzeć je z tablicy. Wspięłam się i odkryłam, że żadnego ciasta na tablicy nie ma. Że po prostu nigdy go tam nie było, bo zapomniałam z rana je tam umieścić. Przynajmniej znalazłam odpowiedź na pytania niektórych z Was – ile kosztuje kawałek, oraz czy te kawałki na paterze są już zarezerwowane. No jasne! Pytałyście, bo na tablicy nie było żadnych informacji w temacie drożdżówkowym!
Cieszę się, że marketing pisany oraz zdjęciowy zadziałał tak skutecznie.
Dziś deser jest wspomnieniem – pojawi sie w przyszłym tygodniu. A my kontynuujemy opcje dwóch dań lanczowych do wyboru, bo mamy jeszcze curry z wczoraj. Całość prezentuje się zaś tak:
- krem z ciecierzycy i pomidorów z kuminem, cynamonem i kurkumą
- linguine aglio olio pomodoro z serem grana padano i natką pietruszki
- kokosowe curry z kurczakiem, warzywami i ryżem basmati – około 10 porcji
- tarta brokułowa z gorgonzolą i suszonymi pomidorami.