Dziś jest ostatni z zapowiadanych przeze mnie dni, w które zamykamy trochę wcześniej ze względu na wojaże w różnych konfiguracjach. Tym razem konfiguracja jest taka, że z Krakowa na weekend ewakuuję się ja. Dlatego
DZIŚ ZAMYKAMY O 14:30.
Przygotowałam się na samotną podróż pociągiem w obie strony. Przygotowanie w obecnych czasach wygląda tak, że jestem obłożona elektronicznymi urządzeniami, w których znajduje się moja rozrywka. Właśnie skończyłam pobierać na tableta filmy – zdecydowałam się na thrillery, pozycje uznane przeze mnie oraz krytyków i w większość już widziane. To obie części “Sicario”, “Looper” i “Dziewczyna z tatuażem”. Trzymają w napięciu, są porządne i czas mi przy nich upłynie szybko. Jakby jednak nie chciało mi się akurat oglądać, jedzie ze mną również czytnik, naładowany chyba z dziesięcioma książkami. Mam więc z czego wybierać. Wraz ze mną jedzie także bateria obwarzanków – bo Ciechanów i Trójmiasto je uwielbiają, a rzadko mają okazję spożywać. Oraz oczywiście rubenki – dziewczyny nie wybaczyłyby mi, gdybym się bez nich pojawiła. No dobra – wybaczyłyby od razu, ale byłoby im smutno, a po co zaczynać spotkanie z rodziną od rzeczy smutnych? Można przecież zacząć od wesołych, optymistycznych i smacznych.
Dla dodania sobie animuszu zjadłam do kawy pół rogala marcińskiego, kupionego w cukierni po sąsiedzku – druga połówkę spałaszował małżonek.. przyznaję, że był to srogi wyczyn i teraz jestem lekko przytępiona od tych przemysłowych ilości cukru. Trudno – raz na jakiś czas trzeba to poczuć, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że przejadanie się nie jest żadną atrakcją.
Ale normalne zwykle rozsądne zaspokajanie apetytu jak najbardziej atrakcyjne jest. U nas na pewno – przynajmniej ja dziś będę go zjadł makaron z pesto. A cały lancz tak właśnie się prezentuje:
- zupa kukurydziana
- makaron farfalle z pesto, pomidorami i serem grana padano – dziś pesto jest smaczniejsze niż zazwyczaj, bo użyłam orzechów włoskich i pecorino romano zamiast grany
- tarta z bio burakami, serem halloumi i pestkami dyni.