Podzielę się z Wami refleksją, która narastała przez te trzy urlopowe tygodnie. Refleksja ńie jest odkrywcza i w zasadzie to jest zapewne udziałem naszych klientów, a my chyba urodziliśmy się wczoraj (niestety, urodziliśmy się w poprzednim wieku). Dotyczy ona codziennego żywienia i aprowizacji (po włosku „karmić” to „alimentare” – już wiecie, skąd są nasze „alimenty” – ale nie o tym będzie ten post, więc darujcie mi te notatki na marginesie, ale ja lubię słowa).
Otóż – chcę Wam powiedzieć, że przy tak długiej absencji roboczej, dużo lepiej Was rozumiemy. To znaczy – rozumiemy jakie to ważne, że ma się zaufaną miejscówkę z przyzwoitym „alimentare” (a jednak wcisnęłam 🤪). Że nie trzeba się zastanawiać co ugotować, chodzić po zakupy, a potem wracać do sklepu, bo czegoś tam się zapomniało. I wymyślać jadłospis na najbliższe dni, zamiast zająć głowę przyjemniejszymi rzeczami. Przez trzy tygodnie i nas to zaczęło już męczyć. Dlatego lepiej, bo z zewnątrz, zrozumieliśmy ideę Nowego Bufetu – brzmi to trochę fikołkowato, ale na pewno dobrze łapiecie, o co mi chodzi. Z resztą kiedy dzieliłam się w poniedziałek z niektórymi z Was tymi przemyśleniami, w lot łapaliście moją myśl i energicznie przytakiwaliście. Reasumując – mimo końca urlopu my sami cieszymy się, ż mamy już otwarte, bo nareszcie nie trzeba kombinować, co pożreć na obiad i kolację. Planowanie i przygotowywanie posiłków zawodowo i w godzinach pracy to jest bowiem zupełnie inna para kaloszy. To jest normalna robota, którą się planuje z wyprzedzeniem, wykonuje, wraca do domu i głowa jest wolna.
Także i dziś, zgodnie z przyjętym planem, zwanym roboczo pięciodniówką, przygotowaliśmy Wam lancz. Oto on:
- krem pomidorowy z oliwą
- kokosowe curry z ciecierzycy, z pieczonym kalafiorem, jarmużem i ryżem basmati
- chili con carne – pięć porcji
- tarta z brokułami, fetą, suszonymi pomidorami i słonecznikiem
- trzy kawałki tarty z pieczarkami, mozzarellą fior di latte i oliwą truflową.