W świetle planowanych na dziś przez rolników blokad pomniejszych dróg, ekspresówek i autostrad, czuję się wielką wygraną. Miesiąc temu zakupiłam bowiem bilet na pociąg i dostanę się do stolicy w dwie godziny z haczykiem. Można powiedzieć, że wygrałam życie, że wjeżdżam sobie na gniadym koniu – białego rumaka zostawmy tym, którzy zrobili coś bardziej spektakularnego, niż tylko odpowiednio wczesny zakup biletu przez internet.
Mam tylko nadzieję, że nikomu z protestujących nie przyjdzie do glowy wzięcie przykładu z Andrzeja Leppera i wysypywanie zboża na tory – dajmy na to na tory centralnej magistrali kolejowej. Szanse na to są niewielkie, a to z tego względu, że będę w pociągu bez siostry – a jak wiadomo to właśnie z nią przydarzają mi się najbardziej dziwne i niedorzeczne pekapowskie przygody. W samotności będę sobie czytać książkę i spoglądać na pejzaż za oknem – ten widok przelatującego krajobrazu zawsze działa na mnie kojąco. Licze na udany weekend – ja się cieszę na swój, a i małżonek zaciera ręce na chwilową separację – to zawsze dobrze robi.
Życzę Wam również udanego weekendu i zapraszam przed jego rozpoczęciem do nas, na lancz. A lancz dziś mamy taki:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem i oliwą extra vergine
- gnocchi w sosie że szpinaku i gorgonzoli, z tartym serem grana padano i prażonymi orzechami włoskimi
- tarta z cukinią, suszonymi pomidorami i serem dobbiaco.