Dziś w wielkiej bitwie czasowej wynoszą mnie na tarczy. Żebym przynajmniej literalnie mogła sobie na tej tarczy, albo jakiejś karimatce poleżeć – ale nic z tych rzeczy. “Na tarczy” oznacza w tym przypadku lekkie miotanie się pomiędzy obowiązkami lanczowymi, a bieżącymi śniadaniowymi zamówieniami. Dlatego mówię dykteryjce: na razie, see You, do następnego, narka, siemka. A Wam mówię: Dzień dobry. I od razu przechodzę do dzisiejszego menu – które trochę jest powodem mojej przegranej bitwy, ponieważ jest z tych pracochłonnych. Ale za to jest niczego sobie. Oto ono:
- botwinka ( to ta na ciepło!) z jogurtem, dymką i koperkiem
- wegańskie kokosowe curry z ciecierzycy i kalafiora, ze szpinakiem i ryżem basmati
- pięć porcji tagliatelle all’amatriciana
- tarta szparagowa z mozzarellą fior di latte i pestkami dyni.