Już pod koniec sierpnia przeczytałam tę ceglastą ponad tysiącstronicową biografię Madonny “Madonna. A rebel life”. Biografię zachwalaną na różnych łamach, ale jak teraz o tym myślę, to były to łamy z lekka influencerskie – czyli dostali książkę wcześniej, pewnie była stawką i pozytywna recenzja. A recenzja, którą przeczytałam w Dwutygodniku była tak dobra, że postanowiłam, że muszę ją przeczytać i spodziewałam się niemalże arcydzieła. Cóż – książka jest trochę rozczarowująca. Napisana jest bardzo dobrze, udokumentowana benedyktyńsko. Ale. Ale przede wszystkim jest to pozycja mocno hagiograficzna, pisana bezkrytycznie i na kolanach. Usprawiedliwiająca każdą podłość i nieetyczne zachowanie idolki w nieprzekonujący sposób. A bohaterka biografii? Cóż – do momentu zdobycia przez nią popularności lubiłam tę postać. Potem, z każdym rozdziałem, lubiłam coraz mniej. A potem już w ogóle przestałam ją lubić. Koleżanka, której książkę sprezentowałam szybciej nabrała do Madonny negatywnych uczuć.
Madonna z pewnością ma wyczucie ducha czasów, ma nosa do współpracowników, ale idzie do celu po trupach. Po symbolicznych trupach współpracowników, a nawet najbliższej rodziny. Między innymi wyoutowała jednego z tancerzy z trasy “Blond Ambition”. Wyoutowala podwojnie – jako g*ja (piszę w ten sposób, żeby uniknąć potencjalnych blokad konta) oraz jako zarażonego wirusem HIV. Wyoutowala także orientację własnego brata. Jak to tłumaczyła? “To jest rewolucja. Muszą być ofiary”. Aha.W pewnym momencie życia odcięła najbliższych współpracowników, brata i przyjaciół, zaczęła bawić się w kabałę z hollywoodzką sektą dla celebrytów i otaczać pochlebcami. Jej czternastoletni syn Rocco uciekł od niej podczas trasy koncertowej i uciekł do ojca -Guya Ritchie – do Londynu, gdzie Ritchie miał tradycyjną spokojną rodzinę. Również sąd ograniczył jej kontakt z synem. Jest tego więcej oczywiście.
Albo skrupulatne opisy powstawania płyt i poszczególnych utworów. Brzmią pięknie – z ciekawością włączam ową płytę, bo znam z niej tylko trzy single. I co się okazuje – to pozycja średnia, monotonna, a single to najlepsze utwory na niej zawarte.
Mam jeszcze ogólną refleksję, na temat mega gwiazd popu. Mega gwiazdy żerują na pracy innych. Są już marką, instytucją i kiedy nagrywają płytę mogą za pieniądze kupić najlepsze brzmienia. Są kapitalistami – wysysaczami. Drenują więc rynek, szukając najzdolniejszych twórców, żeby dla nich pracowali i żeby muzyka była na czasie. Oczywiście każdy będzie współpracował, bo jest to przyspieszona ścieżka kariery. Ale ten system jest jednak okrutny.
Madonna ma swoje ważne miejsce w historii popkultury – chociaż nikt nie wymienia jej na jednym oddechu z najwybitniejszymi artystami. A w tym momencie jej największym osiągnięciem jest to, że wciąż trwa, kiedy tylu się wykruszyło. Czy dzięki temu jest od nich lepsza? Nie, po prostu jest bardziej odporna na świat show businessu.
Jedno trzeba książce oddać – to wspaniała, skrupulatna kronika dawnych czasów, Nowego Jorku lat osiemdziesiątych i przewodnik po ówczesnych artystach – to jest największa jej wartość.
Aha – jak na taką cegłę i szacowne wydawnictwo Znak bardzo kuleje korekta – jest dużo literowe i błędów językowych.
Czas na menu:
- krem kalafiorowy z olejem z pestek dyni
- tagliatelle aglio olio pomodoro – z długo duszonych pomidorów z czosnkiem i pikantną papryczką, podawane z natką pietruszki i serem grana padano
- tarta ze szpinakiem, gorgonzolą i pestkami słonecznika.