13 marca 2025

Wczoraj podkradłam mężowi koc obciążeniowy do popołudniowej drzemki. Przyznaję, że bałam się go na początku, bo leżenie pod ośmioma kilogramami szklanych kuleczek wydawało mi się przerażające. Już samo przyniesienie go na łóżko i rozłożenie to spory wyczyn, bo te kilogramy naprawdę się czuje. Ale postanowiłam się przełamać i spróbować, chcąc sprawdzić, czy pomoże mi to w relaksie po pracy. Pierwszy raz w ogóle pomyślałam o tym, żeby od razu po przyjściu do domu i nakarmieniu Starej wskoczyć na łóżko pod kocyk – zwykle najpierw robię mnóstwo innych czynności. Przyznaję, że pomysł okazał się niegłupi, bo prawie usnęłam, słuchając naprawdę ciekawego podcastu. A potem rzeczywiście czułam się zrelaksowana. Dorzuciłam jeszcze później termoforek, podczas oglądania “Przystanku Alaska” i przyznaję, że operacja “Relaks” zakończyła się pełnym sukcesem.
Wygląda na to, że taki koc i ja sobie sprawię. Muszę tylko mieć mniejszą gramaturę, dostosowaną do mojej kilogramatury.
A skoro relaks był wczoraj udany, to i praca jakoś składniej dziś szła. A oto jej efekty:
- krem z buraków z jogurtem
- pięć porcji kremu z cukinii z grzankami
- butter chicken – kawałki piersi kurczaka w aromatycznym sosie maślano-jogurtowo-orzechowym (z nerkowcami), z ryżem basmati i świeżą kolendrą
- makaron fusili z ragu bolońskim z wołowiny i warzyw, z serem grana padano i natką pietruszki
- tarta z boczniakami, olwią truflową, mozzarellą fior di latte i czosnkiem niedźwiedzim.