15 października 2025

Klient pożyczył mi książkę „Kraków. Miasto zero” Rafała Matyji. Autor jest pracownikiem naukowym na UEK i – uwaga! – jest z Warszawy. Postanowił potraktować dawną stolicę jako punkt wyjściowy, tytułowe „zero” (nie mylić z innym słynnym „zerem”). A to dlatego, że Kraków zachował ciągłość jako jedno z niewielu polskich miast – tak w sferze tradycyjno-obyczajowej, jak i ze względu na niezburzoną zabudowę. Trawiły go wprawdzie przez wieki pożary, ale to co innego, niż wojenne bombardowania. Jako punkt wyjścia autor obrał Cmentarz Rakowicki – przeanalizował kto na nim leży, oraz w jakiej lokalizacji leży. W końcu adres kwatery cmentarnej ma wiele wspólnego z kodem pocztowym, pod którym się mieszkało.
Oczywiście w koncepcji cmentarnej jest sporo luk – chociażby dlatego, że cmentarze w formie takiej jak obecnie znamy dopiero od XVIII wieku – wcześniej chowano ludzi przy kościołach. Ale rozwój samych miast, jak i rozwój nauki (epidemiologia) kazały poszukać ludziom miejsc pochówku oddalonych od centrów. Dlatego też próżno szukać na cmentarzu Rakowickim Gronów z XVII wieku. Jest to ciekawy punkt wyjścia i z chęcią te książkę przeczytałam. Uznaliśmy wczoraj pospołu, że nie jest ona dziełem wybitnym – zwłaszcza kiedy czyta się ją między dwoma tomami „Szkiców piórkiem” Bobkowskiego. No ale mocna szóstka z plusem jej się należy. Trochę też jest naciągniętych, kilka tematów niedostatecznie pogłębionych, ale książka jest ciekawym studium wiedzy o obywatelach Krakowa – oczywiście głównie tych wpływowych, błękitnokrwistych, i ambitnych ponad przeciętność. Jak pożądanym pośmiertnie jest to adres niech świadczy przytoczone przez autora ogłoszenie, jakie znalazł na cmentarzu – ktoś chciał kupić na nim miejsce za milion złotych!
A co do stylu – przecież nie wszyscy piszą jak Bobkowski. Gdyby fakt nieposiadania najwyższej proby talentu pisarskiego powstrzymywał ludzi od pisania książek, to mielibyśmy ich bardzo niewiele. Oczywiście są całe masy książek NAPRAWDĘ niepotrzebnych i koszmarnie napisanych – no ale książka w systemie kapitalistycznym to towar jak każdy inny i jeśli ludzi chcą kupować te wyjątkowo podłe to mają pełne prawo w nie zainwestować. Poza tym natrafienie raz na jakiś czas na wspaniale napisaną perełkę tylko,podnosi jej wartość, bo człowiek bardziej się rozsmakowuje w treści i stylu autora.
Książka do przeczytania, mogę polecić z czystym sumieniem. Zwłaszcza że dowiecie się z niej kto to Stanisław Kordylewski, Odo Bujwid, oraz skąd się wzięła nazwa ulicy Semperitowców.
A tera menu:

  • krem z zielonego groszku z jogurtem
  • krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem i olejem z pestek dyni – PIĘĆ PORCJI
  • makaron penne alla putanesca – z sosem z oliwek, kaparów i pomidorów, podany z serem grana padano i natką pietruszki
  • quesadilla – grillowana tortilla z serem, szynką, cukinią i kukurydzą, plus sałata z winegretem
  • tarta z bio burakami, kozim twarożkiem i orzechami laskowymi.