2 grudnia 2024
Kiedy jedyny raz w życiu pracowałam w fancy restauracji – teraz mówi się już fine dinning – miałam tam sporo ciekawych obserwacji. Na przykład – szef kuchni, człowiek obyty, inteligentny i zdawałoby się niezależny, czasem stawał się trochę zakładnikiem klientów. Była taka rodzina krakowskich mieszczan, rzemieślników, ludzi bardzo zamożnych. Kuchnia była otwarta, a oni siadali zawsze przy stoliku obok kuchni – tam gdzie ludzie raczej nie chcieli siadać. Natomiast ta rodzina bardzo sobie to miejsce ceniła, bo byli wówczas u źródła, w centrum uwagi. Przychodzili zawsze z dużym, bardzo rasowym i bardzo drogim psem, który rozsiadał się w okolicach stołu, utrudniając kelnerkom pracę – no ale kto by się tym przejmował. Zawsze absorbowali szefa kuchni i domagali się jego nieustannej uwagi. Znałam już na tyle jego mimikę ze widziałam jak wyszczerza się w nieszczerym uśmiechu i z bolącą godnością kręci się wokół nich. Tak naprawdę ich nie znosił, no ale trzeba było pokazać, że dba się o gości – zwłaszcza że mogli przyprowadzić równie majętnych znajomych, a tacy klienci potrzebni byli prawie jak powietrze, bo ruch nie był specjalnie duży.
Bardzo wtedy mu współczułam i niemalże współodczuwałam jego cierpiącą godność. Taka sytuacja bowiem jawiła mi się jak z horroru.
Zostało mi tak do dziś – schlebianie i sztuczna uprzejmość to nie są moje drugie imiona. Pewnie czasem na tym tracę, ale nie byłabym w stanie płaszczyć się przed kimś dla korzyści. Przymilania się w moim kierunku nie znoszę równie mocno – no ale takie zjawisko prawie nie występuje – nie jestem z rodu majętnych mieszczan, nie mam połowy kamienicy, no i nie mam wielkiego rasowego psa – na starcie więc widać, że nie jestem nawet hipotetycznym celem sztucznych pochlebców. O boniu – nie mam nawet samochodu 😁
No ale jest mały bufecik. I tyle mi wystarcza – małżonek też nie rości pretensji do nadmiernego posiadania.
I mogę sobie w dni robocze do Was napisać, i mogę się podzielić swoimi myślami – nie ukrywam, że to bardzo wiele.
A i tak najważniejszy jest garmaż – jak mawiała Ania Przybylska. Zgadzając się z nią w pełni, odsyłam Was pod spod – takie mamy dziś menu:
- krem pomidorowy
- tajska wołowina massaman z mleczkiem kokosowym, orzeszkami ziemnymi, ziemniakami, ryżem basmati i kolendrą
- tarta brokułowa z gorgonzolą i suszonymi pomidorami.