27 czerwca 2025

Dziewczyny miały plan wejścia na Śnieżkę i dały mi wybór, czy chce z nimi wchodzić, bo one miały trzy dni, a ja dwa. Byłam sceptycznie nastawiona do tej wycieczki, bo nie byłam pewna jak tam z moją kondycją. Postanowiłam jednak spróbować, bo tam mnie jeszcze nie było. Tak jak ich. A ja nie jestem jakąś wybitną górołazką (wiem, że to podejście jest dla każdego, but still). Jeśli trasa jest niezbyt długa i malownicza to się przejdę, ale kiedy szlak prowadzi przez las i nic po drodze nie widać to nie będę nalegać. Zrobiłyśmy wycieczkę okrężną drogą, bo trasa tamtędy jest bardzo malownicza. Oprócz nas było dużo ludzi na szlaku, no ale w długi weekend i słoneczną pogodę jest mnóstwo chętnych. W pewnym momencie minęło nas dwóch młodzieńców – jeden z nich nie miał koszulki i roztaczał zabójcze aromata. Nie ze zmęczenia one wynikały, ale z nonszalanckiego stosunku do higieny. Za jakiś dotarłyśmy do nich, bo odpoczywali. Minęłyśmy ich, a ja zaczynałam się zastanawiać, czy oto wkroczyłyśmy na plan serialu przyrodniczego Sir. Dawida Attenborough „Na ścieżkach życia”. I że odtąd będziemy mijać się co jakiś czas z tymi dwoma sapiensami i manewrować z prędkością i przerwami, żeby uniknąć okadzenia. Na szczęście się rozdzieliliśmy – młodzi zostali daleko w tyle, mimo że u nas był problem z Achillesem i sporo przystanków z tego powodu. Na samą górę – bo nam się wydawało, że na górę tylko tym szlakiem, a na dół tym łatwiejszym z lewej strony – weszłyśmy turbo stromym podejściem z łańcuchami , po dużych otoczakach. I to chyba nas trochę dobiło. Jak schodziłyśmy potem ze Śnieżki tym łatwiejszym szlakiem, okazał się on lux łagodną drogą wybrukowaną granitową kostką.
W sumie zrobiłyśmy 22 kilometry, a na obiad poszłyśmy do Pizza Hut, która znajduje się w budynku naszego hoteliku. Żadnej nie chciało się podejść choćby i pięćdziesiąt metrów do innej miejscówki. Ostatni raz jadłam w PH dwadzieścia cztery lata temu w Warszawie. Wtedy mi smakowała, teraz średnio. Ale nie narzekałam – kto by narzekał, kiedy do łóżka jest kilkanaście metrów.
Ta trasa jest naprawdę piękna, a po drodze na cmentarzu przy drewnianym kościółku Wang jest pochowany na własną prośbę Tadeusz Różewicz. Warto było.
Do nas też warto. A oto, co mamy:

- krem porowo-ziemniaczany
- makaron linguine aglio olio pomodoro – w aromatycznym sosie z długo duszonych w oliwie pomidorów z czosnkiem i ostrą papryczką, podawany z pietruszką i serem grana padano
- makaron fusili z ragu bolońskim, także z pietruszką i grana padano
- tarta szparagowa z kozim twarożkiem i słonecznikiem.

