Na fotografii wersja imago kremu z dyni. Właśnie jest blendowany przez współmałżonka na zapleczu.
Jest to jedna z trzech zup, jakie dziś dla Was mamy. Dwie pozostałe to pokłosie z wczoraj, czyli po kilka porcji Biedaka i tajskiej z krewetkami. Przy takiej ilości pierwszych dań jeden lancz brzmi cokolwiek ascetycznie. Ale za to jest ultramięsny. Bo jest to chili con carne. Jeśli dziś przyjdzie tu Pan, który bywa co kilka tygodni we wtorki i zawsze trafia na chili con carne lub tacos, to się zastrzelę. Jak się pojawi to siłą wcisnę mu tajską i focaccię albo rubena. I pośmiejemy się rubasznie: ” He he, znowu chili, no coś podobnego, ale koincydencja! No patrz Pan!”
Skoro przemyciłam już cały lancz w króciutkiej, zabawnej dykteryjce, teraz pora na resztę.
Reszta to tarta z duszoną cukinią, fetą i pesto.
Reszta to Kanadyjczycy, kilka porcji marchewkowego i sbriciolata z kawałkami czekolady i ricottą.