Wczorajszy mecz postanowiliśmy obejrzeć w domu ze względu na późną porę i natychmiastową dostępność kanapy do chrapania. Miałam sporo czasu przed, postanowiłam więc podręczyć swoje włosy maseczką i poszerzyć swoją wiedzę o oleju cedrowym. Podczas poszukiwań, w stylowym białym foliowy czepku na głowie, natknęłam się na osobliwą stronę, która zawierała mnóstwo informacji o oleju cedrowym. Według nich cedr jest tak cenny i ma tak wszystkiego w bród, że według mnie powinien by formowany w sztabki i leżeć w bankowych skrytkach zamiast sztabek złota. Kiedy skierowałam się do sklepu, okazało się, że nie mają na stanie prawie nic z cudownych cedrowych specyfików. Albo „niedostępne”, albo „brak do odwołania”. Nic to jednak, ponieważ zamiast żywicy czy olejku można sobie było kupic inne dostepne produkty. Wśród nich na przykład naszyjnik z brzozy, bransoletkę cedrową, opaskę z brzozowego drewna i – uwaga – płytę z pieśniami Bardów. Internet naprawdę jest pełen dziwnych ludzi…
U nas dziś chłodnik z botwinki z jajkiem. Albo marokańską zupę z ciecierzycy i fasoli z koprem włoskim. Jako danie główne przygotowaliśmy cannelloni nadziewane szpinakiem i ricottą, zapiekane w sosie rosè. Jest też tarta z pieczonym kalafiorem, pomidorkami i owczym serem. Na słodko mamy tartę pomaranczowo-śmietankową.