5 czerwca 2016

  
Wiem że to mało adekwatne do dzisiejszego upału, ale nabyłam wczoraj dobrą herbatę. Ma straszną nazwę, gdyż wabi się – uwaga – Światynia Miłości. Jest czarna z płatkami róży i małym czerwonymi serduszkami, pewnie z aromatem.
Poza tym dziś jest bardzo kolorowo, gdyż:
– primo po pierwsze jest chłodnik z botwinki z jajkiem, więc amaranty, zielenie i wesołe biało-żółte jajko
– secundo po drugie jest leczo, do którego zakupiliśmy w Węgierskich Specjałach lecsókolbász, czyli kiełbasę, jak to się teraz kalkuje z angielskiego, dedykowaną do tej potrawy; ja dedykuje ją Wam, wraz z całą feerią kolorów, leczo podajemy z chlebem pszenno-żytnim z Piekarni Mojego Taty
W pozostałych rolach (in the order of appearance):
– tarta z dynia, cukini i fetą
– sbriciolata z ricottą i czarnymi porzeczkami
Jeśli pogoda się nie załamie, robimy jutro wypad do Tarnowa. Jeśli wiecie o jakichś sprawdzonych miejscach z jedzeniem i piciem (z naciskiem na kraftowe browarki) to napiszcie nam, będziemy wdzieczni. A nawet poczestujemy kawą.