Nasz czajnik elektryczny, którym kilka miesięcy temu zastąpiliśmy inny podobny, nazywa się Russell Hobbs. Prawdopodobnie jest z Chin (a prawdopodobieństwo to, jak wiemy, sięga dziewięćdziesięciu procent), ale dzięki szlachetnej nazwie zyskał bogatszą osobowość. Bo cóż może być bardziej angielskiego i nobliwego niż nazywać się Russell Hobbs? Polska wersja tego urzadzenia to byłby pewnie Maurycy Gomulicki.
Chociaż muszę przyznać, że w środku jest podziałka i można sobie nalać dokładnie jedną, dwie lub trzy filiżanki. Dobra robota, Russell.
Dobra robota i u nas. Jest krem ze świeżych pomidorów i papryki. Jest te zupa tajska z krewetkami za 11 złotych.
Na danie główne Wasza ulubiona quesedillas z szynką, serem, cukinią i miksem sałat z winegretem.
Albo tez makaron farfalle z sosem puttanesca i serem grana.
W tarcie wytrawnej jest cukinia, dynia hokkaido i feta.
A na słodko mamy kwaskowatą kruchą tartę cytrynową.