Nie mam Wam nic ciekawego do napisania. Mogę się rozwodzić o lekach bez recepty, które to łykałam przez ostatnie trzy dni. Mogę wspomnieć, ze wpadł wczoraj dawno niewidziany stały klient, a przy okazji lekarz i mi uświadomił, że był to pradopodobnie wirus i chlorochinaldin racżej nic już nie da. A ten wirus to naszkodził, gardło osłabił i już dawno opuścił moją gościnną powłokę cielesną, której gościnności nawet nie docenił (a mówiąc po krakowsku po prostu „zdupcył” :D ). Może być już przecież setki kilometrow stąd, jak w tym filmie o epidemii z Mattem Damonem i Gwyneth Paltrow. Tam wprawdzie chory nietoperz ugryzł świnię, ktorą potem spożywała w Azji biedna Gwyneth (i chyba mało tam było prawdopodobieństwa), ale przecież w tym sobotnim grzańcu z Rynku mogły być jakieś korzenne przyprawy np. z Madagaskaru, którymi mogła się bawić jakaś zarażona małpa – kto wie…
Nie zapędzam się już dalej, bo za chwilę całkowicie się zagubię i stracę wątek.
Ważne dla Was jest to, że można dzwonić. Usłyszycie w słuchawce mój żałosny skrzek, ale lepsze to niż szepty.
Ważne są także pozycje w jadłospisie. Dziś mamy takie:
– rozgrzewający krem z dyni z imbirem, mleczkiem kokosowym, cynamonem, limonką, trawą cytrynową i liściami kaffiru
– gnocchi z ragu z wołowiny z marchewką, oliwkami, szałwią, rozmarynem, pomidorami i niewielką ilością selera naciowego (siekałam go z myślą o Tobie, Stanisławie K.)
– tarta z cukinią duszoną w winie, fetą i ajwarem dla podbicia fazki
– tarta czekoladowo-kajmakowa, czyli jedna z Waszych ulubionych
Stylówa nie ulegla zmianie. Nadal jest kolorowo.