Bardzo rzadko się zdarza, żeby czterystokilometrowa podróż pociągiem przebiegała tak gładko jak moja. Prawie zawsze coś się wydarza, czegoś zapomnę albo usiądę w niekomfortowym towarzystwie. Tym razem cisza, relaks i żadnych opóźnień. Nawet samobojca pod Modlinem był tak uprzejmy, że wyszedł na tory dopiero po przejechaniu mojego pociągu. Swoją drogą myślę, że to jednak bardzo niewłaściwe – chcieć przyspieszyć zakończenie swojego żywota pod kołam pociągu. Samolubne i okrutne, bo ten pociąg zawsze prowadzi jakiś maszynista, który potem musi z tym żyć. A delikwent realizuje swój upiorny zamiar kosztem czyjejś traumy – to bardzo nieładnie.
Wracając do tematu, z reporterskiego obowiązku dodam, że na północ od Warszawy piękna śmieżna zima z lekkim mrozem. A na południe nawet grama śniegu. Dodam jeszcze, że bigos mojej mamy nadal tak samo pyszny, a sałatka warzywna przyspieszyła myśli bożonarodzeniowe. A wino czerwone jak to wino czerwone – zawsze pomaga w spotkaniach miedzyludzkich. Jednym słowem ciechanowski weekend uważam za udany i przechodzę do spraw bieżących, czyli do jedzenia, które dla Was przygotowaliśmy:
– zupa z kapusty z pesto, pomidorami, ryżem arborio i serem grana padano
– quesadillas z serem, szynką, sosem z wędzoną papryką, cukinią, kukurydzą i sałatą
– tarta z pieczonymi burakami, serem feta, pomidorami i pestkami dyni i słonecznika
– brownie z cukrem dark muscovado i sosem karmelowym