W peregrynacjach podróżnych zagubiłam grzebień, ktory sluży mi głównie do robienia przedziałka na głowie. Poszłam kupić nowy i postanowilam zaszaleć. Zamiast tego za 6,99 kupiłam ten za 9,99. W końcu małżonek nazywa mnie kobietą sukcesu, więc trzeba zacząć dbać o odpowiednie atrybuty. Wrzuciłam go do plecaka wraz z resztą zakupów, by w domu włożyć do metalowego kubeczka. Odpakowuję, zerkam z tyłu folii na opis i oczom nie wierzę! Co ja kupiłam za cudo! Właściwie nazywanie tego urzadzenia grzebieniem trochę mu urąga. Bo posłuchajcie:
„Grzebień z rączką
Rączka grzebienia ułatwia trzymanie. Specjalnie opracowany do rozczesywania i tapirowania włosów. Profesjonalny, elastyczny i antystatyczny grzebień jest wyjątkowo odporny na wysoką temperaturę suszarki oraz na środki pielęgnacyjne i koloryzujące.”
To jest jak parodie tych wszystkich programów-poradników w telewizjach. Jak ten mem ze stołem i perfekcyjną panią domu, która zachęca (ćwierćinteligentne z natury i nieradzące sobie z najprostszymi wyborami rzecz jasna) gospodynie domowe do jego kupna, wyliczając liczne zalety – w tym możliwość położenia na nim rzeczy, a nawet dostawienia krzeseł, by wspólnie z rodziną zjeść posiłek.
No cudo, nie grzebień. Mogę go potrzymać za rączkę, a on w rewanżu nie stopi się od suszarki i nie zdekoloryzuje od lakieru do włosów. I jeszcze do tego czesze i tapiruje! Od stóp do mieszków włosowych głowy wypełnia mnie WDZIĘCZNOŚĆ. Pełna tego dobrego uczucia podaję Wam nasze dzisiejsze propozycje przypominając, że aby ułatwić sobie konsumpcję można je jeść łyżką, widelcem lub nożem:
– meksykańska zupa kukurydziana
– gnocchi ziemniaczane z sosem bolońskim z wołowiny, warzyw i czerwonego wina, posypane serem grana padano
– tarta z duszoną cukinią, mozzarellą, suszonymi pomidorami i porchettą (lub taka sama wersja, ale z finocchioną czyli toskańskim łagodnym salami z nasionami kopru włoskiego)
– czekoladowe brownie z sosem karmelowym, a także jedna porcja tarty cytrynowej z bezą.