Ech lato… Tyle rzeczy miałam robić, tyle planów wypoczynkowych w mieście… Póki co mój plan dnia sprowadza się do tego, że po pracy wracam do domu, coś tam poogarniam z żarciem, zrobieniem zamówienia, płaceniem rachunków i hop-siup do nauki i testów na prawo jazdy. Żeby to mi jeszcze gładko szło to pół biedy. To znaczy testy zdaję, tylko jeden najdłuższy powtarzałam, ale przyczyna tkwi gdzie indziej. Na każdej domowej e-learningowej lekcji teoretycznej usypiam średnio pięć razy. Nie mówiąc o kursie, na którym opracowuję quasi-autosadystyczne metody pionizacji. Tak żeby nikt nie widział najlepiej jest się szczypać, co kultywuję od jakiegoś czasu,ale przestaje działać. Ostatnio w akcie desperacji wyskoczyłam w połowie zajęć do ubikacji, żeby ochlapać twarz wodą w nadziei że to mnie otrzeźwi. Nie otrzeźwiło. Gdy prowadzący puścił nam drastyczny filmik o tragicznych skutkach wypadków a sam w tym czasie sprawdzał coś w telefonie i nie patrzył w naszą stronę, ucięłam sobie regularną kwadransową drzemkę. Wprawdzie kilka razy miałam nagłe przebudzenie dzięcioła, ale summa summarum po tym kwadransie byłam jak nowa. Dlatego Saba idzie tą drogą i po pracy będzie drzemać a dopiero potem przyswajać wiedzę. Tym sposobem najbliższe dwa miesiące spędzę w domu, ale trzeba czasami zrezygnować z przyjemności, jeśli chce się rozwijać. Oho – od samego pisania o podsypianiu zaczęłam ziewać, dlatego już przechodzę do mięsa.
To nasza dzisiejsza oferta dla Was:
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i ziarnami kolendry
– tagine z kurczaka z suszonymi morelami, cynamonem, miodem, pomidorami, świeżą kolendrą i kaszą bulgur
– tarta z pieczoną dynią piżmową, fetą, pomidorkami i tymiankiem
– słodkie blondie, czyli ciasto z mnóstwem prażonych orzechów, kawałkami białej czekolady i waniliową polewą z masła orzechowego.