Obejrzałam sobie ostatnio dwa filmy z zeszłorocznej oskarowej listy. Najpierw „Call me by Your name”, potem drugi raz „Call me by Your name”, bo nie mogłam przestać o nim mysleć, a dwa dni temu „Lady Bird”. Ten ostatni oglądało się dobrze, ale jeśli o mnie chodzi, yo „Trzy billboardy..” i „Call me…” wygrywają w przedbiegach. O filmie z Frances McDormand już Wam kiedyś wspominałam, ale to obraz, który nakręcił Luca Guadagnino poruszył mnie jak żaden w ostatnich latach. Wszystko tam gra perfekcyjnie, a Timothée Chalamet chyba został gwiazdą.
Asiu, dzięki za polecenie.
Ażeby sie oddżumić z tego błogiego nastroju lat osiemdziesiątych, wybiorę się chyba na te francuską komedię „Nasze najlepsze wesele”.
Wam zaś polecam, oprócz tych kilku filmów, także nasze dzisiejsze menu, w którego skład wchodzą:
– toskańska zupa z fasoli z jarmużem i grzankami
– perski kurczak ze śliwkami, świeżą kolendrą i kaszą bulgur
– tarta z zielonymi szparagami, czarnuszką i serem grana padano
– czekoladowe brownie z sosem karmelowym.