W ramach oglądania zaległości włączyłam sobie wczoraj czterdziestominutową rozmowę Davida Lettermana z Jerrym Seinfeldem (w ramach programu Lettermana, dodam gwoli ścisłosci, bo w odwrotnej konfiguracji też kiedyś oglądałam obu panów). Obaj wyrośli z amerykańskiej komedii, ze stand-upu i znają się prawie czterdzieści lat. Bardzo ciekawie rozmawiali, a w trakcie programu widać było, że reprezentują dwie odmienne postawy życiowe. Miałam wrażenie, że Letterman wpadł w jakieś duże kompleksy (a przynajmniej takie wrażenie chce wywołać na wizji), po zaproszeniu kilku wcześniejszych gości, którzy pomagają ludziom i udzielają się dobroczynnie. David juz nie pierwszy raz bije się w piersi, że oto zmarnował tyle lat, że mógł już dziesięć lat temu odejść z telewizji, żeby zacząć czynić ten świat lepszym. Nie znalazł sojusznika w interlokutorze, gdyż Seinfeld stwierdził:”I couldn’t disagree more”. Z żelazną logiką wyłuszczył gospodarzowi programu, że przez większość swojego życia poprawiał ludziom humor i sprawiał że się śmiali. I że to jest bardzo dużo – jeśli wykonujesz swoją pracę najlepiej jak potrafisz i przy okazji paru osobom poprawiasz samopoczucie, to już jest nieźle. Bardzo spodobała mi się jego postawa – no bo jeśli umniejszasz dorobek swojego życia, to trochę jakbyś też umniejszał tych wszystkich ludzi, z którymi współpracowałeś, łącznie z gosciem-komikiem, którego zaprosiłeś do studia. W ogóle Seinfeld gadał bardzo zdroworozsądkowo – oczywiście wiadomo że człowiek, który oceniany jest na prawie miliard dolarów łatwiej może wyrażać swoje zdanie publicznie bez przejmowania się konsekwencjami, ale i tak mnie ujął. Letterman pyta go o dzieci, a Jerry znudzony: „Dajmy spokój rozmowom o dzieciach. Czy w każdym talk show trzeba mówić o wychowaniu dzieci?”. Na pytanie, czy nie obawia się chodzić po nowym Jorku, czy nie denerwują go ludzie, którzy mówią: „Zobacz kto idzie!”, odpowiada, że dlaczego miałby to być powód dla którego rezygnuje z chodzenia po Nowym Jorku, zwłaszcza że ludzie są zazwyczaj bardzo mili. Tak jakby Letterman odgrywał trochę rolę nawróconego pustelnika (stylówa z brodą i rozmowy o pomaganiu), a Jerry był swojskim błaznem, który zawsze powie prawdę, cz też obnaży prawdziwe intencje rozmówcy. Niby niewiele, a bardzo to odświeżające.
U nas dziś stara stylowa, ale sprawdzona – taka mała czarna powiedzmy:
– toskańska zupa pomidorowa z oliwą extra vergine i bazylią, zwana potocznie biedakiem
– quesadillas czyli grillowana tortilla z serem, szynką, cukinią, kukurydzą i lekko pikantnym sosem majonezowo-jogurtowym z wędzoną papryką chipotle, podawana z roszponką i winegretem
– tarta z pieczoną dynią hokkaido, kozią roladą, pomidorkami i tymiankiem
– ciasto drożdżowe z rabarbarem, truskawkami, kruszonką i orzechami nerkowca.