Przysiadłam sobie na stołeczku dłuższą chwilę i przyznaję że dalej nic nie mam Wam do napisania. Upały tak mnie przytępiły, że mimo że coś tam czytam, coś tam oglądam – ciekawe rzeczy, nie powiem – to i tak nie jestem w stanie wyciągnąć z tego żadnej esencji. Może napiszę to? Nie, to głupie. A może o tym? Nie, to jest poważne i głębsze kulturowo zjawisko, do tego trzeba się zabierać z dużą wiedzą i zapleczem. Już zaczynam rozkminiać czy „jałowy” ma jakiś związek z „jałówką”. Czy młoda krowa nazwana jest właśnie w ten sposób, bo nie można jej jeszcze zapłodnić, nie ma z niej póki co pożytku dla rolnika i stąd ta nazwa. Ale okrutna prawda jest taka, że „jałówka” i tak zawsze będzie brzmiała lepiej niż „stara krowa”. I to jest wszystko co mam Wam dziś do przekazania. Niech mizerię ową osłodzi choć trochę dzisiejszy jadłospis, w skład którego wchodzi jedno z Waszych ulubionych dań. A od góry do dołu wygląda to tak:
– gazpacho czyli hiszpański chłodnik ze świeżych pomidorów, papryki, ogórków, oliwy extra vergine, doprawiony kuminem
– tajska wołowina massaman w mleczku kokosowy, z orzeszkami ziemnymi, ryżem basmati i świeżą kolendrą
– tarta z pieczarkami duszonymi w białym winie, mozzarellą, pomidorami malinowymi i włoskim dojrzewającym boczkiem – pancettą
– blondie czyli ciasto z białą czekoladą, orzechami nerkowca i kremem z masła orzechowego i wanilii.