Wypatruję sobotnio-niedzielnej zmiany czasu na letni jak kania dżdżu. Będę mogła przynajmniej zasypiać o jakiejś ludzkiej porze, w stylu 21.30, lub może nawet – ho ho ho – 22.00. Przez ostatnie trzy tygodnie mój średni czas na usypianie to jakaś 20.30 – 21.00 max. I nie wiem, czy to przesilenie tak wyjątkowo mnie przesila, czy po czterdziestce coś się przestawiło w moim skowronkowym chronotypie i teraz stał się on pre-skowroński, żeby nie powiedzieć geriatryczny. A jeśli dodatkowo się okaże, że znoszą zmianę czasu, ale zostawiają na stałe ten zimowy, pójdę w samotnym proteście na Rynek. Będzie to protest – video instalacja, zmontowana z nagranych przez małżonka filmików, w których we wczesnych godzinach wieczornych jego pre-skowronek walczy z sennością, zamieniając się w dzięcioła. Instalacja pokaże, jak okrutna i wyniszczająca jest ta walka – nie tylko na domowym fotelu, ale także w knajpie, kinie, czy na koncercie. Te proste zabiegi spowodują, że przypłynie do mnie olbrzymia fala współczucia, a jak jeszcze pokaże mnie jakaś telewizja, wtedy sprawa może być wygrana…
Ze świata mrzonki pora wrócić na trotuar i przedstawić Wam dzisiejszą lanczową ofertę:
– krem z groszku z miętą i jogurtem
– tajska wołowina massaman w mleczku kokosowym z orzeszkami ziemnymi, ziemniakami, kolendrą i ryżem basmati
– tarta z pieczoną dynią, suszonymi pomidorami i kozim twarożkiem
– brownie z sosem karmelowym.