Oto przed Waszymi czujnymi oczami pręży się spolegliwe stado osiemdziesiecioprocentowych rubenków. Osiemdziesięcio, bo brakujące dwadzieścia procent to jeno obgrillowanie ich z dwóch stron. A „spolegliwych” nie w obecnym znaczeniu, czyli łagodny i spokojny, ale w tym pierwotnym, czyli takich, na których można polegać. Ich regularni konsumenci wiedzą, że taki ruben to zawsze jest koło ratunkowe – nawet kiedy już o czternastej skończą się lancze, zawsze w odwodzie pozostaje nasza kanapka. A piątki bywają szczególnie rubenolubne. Wege i wega, tylko wzruszą ramionami na tę fotografię, ale dla nich mamy tartę, focaccie, curry i zupę.
Aha, melduję posłusznie, że wczoraj, tuż przed zamknięciem, zdołałam nabyć orto-obuw w sklepie na Brackiej, o którego istnieniu nie wiedziałam aż do wczoraj. Nie ma opcji „starobab-classic”, jest bardziej niż przyzwoicie. Swoją drogą – to wspaniałe, że pośród wszechobecnych knajp, hoteli i banków, ostał się tuż przy Rynku sklep z ortopedycznymi butami.
Pełna radości na swobodne, wygodne, weekendowe spacerowanie, podzeilę się z Wami dzisiejszym składem:
– krem z cukinii z grzankami
– curry z kalafiora i ciecierzycy, z mleczkiem kokosowym i szpinakiem, podawane z ryżem basmati
– tarta z cukinią, mozzarellą, pomidorkami i pestkami dyni (miała być z bakłażanem, ale się pomylilam i te bakłażanowa sprzedałam w całości pani, która sobie ją zamówiła dwa dni temu – bardzo więc przepraszam za delikatne masło maślane
– ciasto drożdżowe z rabarbarem, truskawkami i kruszonką.