Zachęcona pozytywnymi recenzjami, mając ochotę na coś lekkiego i zabawnego, wybrałam się wczoraj na komedię „Niedbrani” do kina Kika. Byłam jedyną chętną na tę projekcję, co już wzbudziło moją czujność. Niestety, film okazał się rozczarowaniem. Muszę chyba definitywnie położyć lagę na amerykańskie komedie. Jeśli za recenzentami szukacie tam klimatów z „Notting Hill” – Saby, nie idźcie tą drogą. Jest to mierność i gdyby nie możliwość patrzenia na boską Charlize Theron, i klimatyzacja, poszłabym sobie w połowie. Najważniejszym pozytywem tej sytuacji był Szyszak, który zabrałam ze sobą na salę. Szyszak czyli baardzo przyzwoity lager z browaru Jan Olbracht. Butelka tego zimnego napitku musiała wystarczyć za cały wieczór. Nie powiem, ze cztery razy się zaśmiałam, ale po raz pierwszy w życiu przeglądałam w kinie telefon (byłam samiuteńka, więc nikt mnie nie oceniał). Po powrocie do domu, gdy relacjonowałam małżonkowi jak bardzo się pomyliłam, że humor raczej kloaczy, zdziwił się, że mi się nie podobało. Wedle jego rozeznania bowiem, kloaczy humor to jest dokładnie to, co powinno mnie zadowolić. Cóż – chyba preferuję inny rodzaj kloaki, bo ta okazała się dla mnie nieodpowiednia.
W każdym razie nie polecam, chociaż wiem, że każda potwora (Seth Rogen) znajdzie swego amatora.
Amatorów na nasze (po)twory mam nadzieję znaleźć więcej. Dziś całkiem sympatycznie to wygląda:
– chłodnik z botwinki z jajkiem
– tajska wołowina massaman w mleczku kokosowym, z orzeszkami ziemnymi, kolendrą, ziemniakami i ryżem basmati
– tarta z pieczoną czerwoną papryką, fetą i świeżą bazylią
– brownie z sosem karmelowym.