Mnóstwo ludzi zapragnęło wczoraj zobaczyć „Climax” Gaspara Noe za osiem złotych. Ciekawostka – na żadnym seansie nie spotkałam tylu znajomych, wliczając w to licealistę – syna bliskiej koleżanki. Przekrój odbioru też bardzo różny – siostrzenicy był po nim prawie fizycznie źle, siostra zapragnęła oddalić się dodom, do bezpiecznego świata dziwek i alfonsów w „The Deuce”, syn koleżanki był zachwycony, a ja wynudziłam się jak mops (z wyjątkiem początkowej wybitnej choreografii tanecznej). Drzemkę ucięłam sobie jeszcze w pierwszej połowie, a potem poziewywałam patrząc na perypetie znarkotyzowanych bohaterów, przekształcające się powoli w horror. Wyraźne jest, że to dzieło nie dla wszystkich, ale nie żałuję seansu – osiem złotych to uczciwa cena za bilet. A jestem przekonana, że jest grono widzów, których „Climax” mógł zachwycić – jego estetyka, nawiązania do innych filmów czy stworzony przez reżysera i tancerzy klimat.
Pamiętajcie, że w letnim skwarze główną twórczynią klimatu w Nowym Bufecie jest Klimatyzacja. Ja dopiero na drugim miejscu. W takim to klimacie możecie dziś pokosztować:
– zupy z młodej kapusty z pesto, pomidorami i serem grana padano
– kokosowego wegańskiego zielonego curry z ryżem basmati (a wśród warzyw groszek cukrowy, bakłażan, żółta fasolka szparagowa i brokuł)
– tarty z grillowanymi plastrami cukinii, mozzarellą i liguryjskimi oliwkami
– ciasta drożdżowego z rabarbarem, truskawkami i kruszonką (rabarbar jednak jeszcze występuje).